n"
Maciej Grzywacz "Black Wine", Black Wine Records 2011
Po świetnej zeszłorocznej płycie "Fourth Dimension", nagranej w kwartecie z niesamowitymi duetami lidera zespołu z Maćkiem Obarą, zastanawiałem się, czy kolejne cd Maćka Grzywacza pozwoli mi na chwilę zapomnieć o tym krążku. Pomimo że "Black Wine" jest albumem bardzo ciekawym i na długo przykuwającym uwagę, to jednak nie wytrzymuje porównania. Tym razem jeden z naszych najlepszych gitarzystów powrócił do koncepcji grania w trio, przez co wiele z utworów nabrało znamion gitarowych popisówek. Efektem może być znużenie powtarzającymi się autocytatami, chociaż taki akustyczny "Brothers" ciężko nie uznać za prawdziwą perełkę. Szkoda, że zagraniczni goście Yasushi Nakamura i Clarence Penn, chociaż utytułowani, nie dokładają do krążka tego "czegoś", co wbiło by mnie w ziemię. (Mieczysław Burski)
Wojciech Staroniewicz "A'freak-an Project", Allegro 2011
Muzyczna zabawa, egzotyczna przygoda, niezły pomysł na muzykę filmową? Takie spostrzeżenia wpadły mi do głowy, gdy po raz pierwszy przesłuchiwałam "A'freak-an Project" Wojciecha Staroniewicza. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz w tak mocny sposób polski jazzman posłużył się afrykańskimi idiomami, choć samo połączenie muzyki improwizowanej z tradycją tego kontynentu to żadna nowość. Na naszym podwórku krążek ten udowadnia, jak rozległe możliwości daje odkrywanie tak odmiennych od naszej kultur. Zróżnicowane towarzystwo, które znalazło bezpieczną przystań w projekcie Staroniewicza pokazuje, że w każdym wieku można sobie pozwolić na egzotykę. Ogromną rolę w zespole odgrywają dęciaki z zasłużonym Przemkiem Dyakowskim na czele i grający na marimbie i wibrafonie Dominik Bukowski. W większości utrzymany w optymistycznej, radosnej stylistyce album zachęca do kręcenia biodrami i zabawy na całego. Tylko te czterdzieści kilka minut nagrania woła o pomstę do nieba… (Olga Spasojewska)
Wojtek Mazolewski "Smells Like Tape Spirit", Mystic 2011
Spodziewałem się walki, zmasowanego ataku kawalerii na pozycje przeciwnika, wybuchów, zgrzytów, po prostu ostrego, jazzowego grania i eksperymentów rodem z laboratorium doktora Frankensteina. A tu co? A tu nic z tych rzeczy! To ja się pytam, Panie Wojtku, po co było angażowanie do zespołu "żylety" – Joanny Dudy? Tak myślałem na początku mojej przygody z "Smells Like Tape Spirit", jednak po kilku przesłuchaniach doceniłem ten krążek. Widocznie Mazolewski wydoroślał i pewien etap ma już za sobą, stworzył bowiem nagranie sentymentalne i pozbawione awangardowego pazura zarazem. Ale piękne. Miłośnicy Pink Freudów też znajdą tu, to co lubią najbardziej – pastisz, przerysowanie i dadaizm. W mniejszych niż mogliby się spodziewać dawkach i podanych na innej zastawie, ale zawsze. Jestem lekko wstrząśnięty, jednak niezmieszany. (Mieczysław Burski)
Grzegorz Rogala "Enthuzjazzm", Soliton, 2011
Puzonista Grzegorz Rogala świetnie wprowadza się na nasze jazzowe podwórko. Współtwórca Kattorny, stypendysta Berklee College of Music – aby stworzyć swoje debiutanckie dzieło, postanowił wgłębić się w tradycje klezmerskie. Kluczowym krokiem do realizacji tego projektu było zaangażowanie izraelskiej saksofonistki Sagit Zilberman. Ich melodyjne poszukiwania, wspólne eskapady, są ozdobą krążka. "Enthuzjazzm" – to mocno etniczny, melancholijny, sentymentalny twór. Zasłonę milczenia spuszczę na raperskie "popisy" w ostatnim numerze albumu. Szkoda, że Rogala nie idzie w ślady Masady, nie ma tu nawet myśli o awangardowych poczynaniach, a momentami warto byłoby podkręcić atmosferę! Jego album sporo też ustępuje genialnemu projektowi "Shofar" - Rogińskiego, Trzaski i Morettiego. Daje jednak dużo przyjemności. (Mieczysław Burski)
Rafał Sarnecki "The Madman Rambles", Fresh Sound New Talent 2011
Świetnie wykształcony absolwent amerykańskich uniwersytetów, nominowany za swoją debiutancką płytę do Fryderyka - Rafał Sarnecki mierzy coraz wyżej. Już teraz jest jednym z najlepszych polskich gitarzystów jazzowych, ale to dla niego zdecydowanie za mało. "The Madman Rambles Again", wydane w prestiżowej hiszpańskiej wytwórni Fresh Sound New Talent, zachwyca. Sarnecki, otoczony przez młodych gniewnych, doskonale wie co robi, bawi się muzyką, pokazuje wszystkie niuanse gry w kwintecie. Jeśli jednak zaprasza się do współpracy takie tuzy jak trębacz Jerzy Małek czy pianista Paweł Kaczmarczyk, a przy tym bardzo przykłada się do kompozycji – to efekt mamy murowany. Ten krążek ma tyle kolorów, odwołań, odcieni, niuansów, a chłopaki grają tak, jakby znali się od piaskownicy. Pewny kandydat do najlepszej płyty roku! (Mieczysław Burski)
Yanina, "Free Wave", MTJ Agencja Artystyczna 2011
Trzy dłuższe – około piętnastominutowe kompozycje i tyle samo krótszych. Kwintet Janusza Iwańskiego, Yaniny, to przede wszystkim popis dwóch saksofonistów, grającego na alcie Łukasza Kluczniaka i Marka Pospieszalskiego na sopranie. Gdzieś w drugim rzędzie, za ich plecami, chowa się lider, który pozostawia sobie wolną przestrzeń do dorzucania swoich trzech groszy do ich dialogów. Rola dostarczycieli amunicji zarezerwowana jest w tym układzie dla sekcji rytmicznej – dynamicznej, choć zbyt jednostajnej. Szybka gra, mocna, męska - otwierający krążek "Alarm" - to preludium tego stylu. Yanina wie jednak, że na dłuższą metę może to zmęczyć słuchacza, stąd długie pasaże spokojniejszego grania. Tak na złapanie tchu. I tu jego gitara brzmi najlepiej, tu daje najwięcej z siebie, bez pościgu, z wyczuciem odsłania swój niebagatelny talent. Najlepszy numer na krążku - "Ballada FW" – to kolektywny atak, zróżnicowany, kulminacyjny popis. Mocna kawa i "Free wave" – nic tak nie stawia na nogi! (Mieczysław Burski)
Andrzej Przybielski with Oleś Brothers "De Profundis", Fenommedia, 2011
Będzie nam Ciebie brakowało, Majorze. 9 lutego tego roku odszedł od nas wielki trębacz, postać wyjątkowa - Andrzej Przybielski - którego muzyka stanowiła ważne rozgałęzienie polskiego jazzowego drzewka. Teraz trzymam w ręku najnowszą płytę braci Olesiów, z zapisem ich koncertu z 26 kwietnia 2010 roku w bydgoskim Art Cafe "Węgliszek". Partnerował im wtedy Przybielski, u którego w latach 90. pobierali nauki. "De Profundis" - z głębokości, z otchłani – to on obstawał, by właśnie tak brzmiał tytuł. Muzyka rzeczywiście głęboka, tajemnicza, wywołująca uczucie napięcia, duchowego niepokoju. Trąbka wędruje w dal, raz szeleści, raz pruje w przestworza. Bracia Olesiowie bardzo dobrze czują się z tak niezależną i twórczą postacią, stąd dźwięki same składają podczas wspólnego improwizowania. W zeszłym roku mogliśmy usłyszeć Przybielskiego na "Stirli People" Sing Sing Penelope, razem z "De Profundis", te dwa albumy stanowią intrygujący zapis poszukiwań trębacza – legendy. (Olga Spasojewska)
Sławek Jaskułke i Piotr Wyleżoł, "Duodram", Fonografika 2011
Wśród wielu pianistycznych monologów, dialogi wirtuozów-improwizatorów fortepianu zdarzają się niezbyt często. Takie krążki zawsze wywołują w krytykach zdrowe zaciekawienie. Warto przypomnieć sobie choćby wspólne albumy Chicka Corei z Herbiem Hancockiem, czy z młodą pianistyczną gwiazdką Hiromi – cóż za bagaż emocji! Na naszej scenie takie rozmowy udanie prowadził Leszek Możdżer z Adamem Makowiczem. Spotkanie dwóch, już dziś bardzo docenianych, pianistów młodego pokolenia - Sławka Jaskułkę i Piotra Wyleżoła – to gwarancja fascynującej potyczki i kooperacji. I taki właśnie jest "Duodram" – muzyka optymistyczna, żywiołowa, przykuwająca uwagę. Autorzy bawią się dźwiękami, udowadniają, że na wiele ich stać. Mam wielką nadzieję, że to spotkanie będzie miało swoją kontynuację. (Olga Spasojewska)
Sikała, Lemańczyk, Hornby "Able to Fly", Soliton 2011
Maciej Sikała, Piotr Lemańczyk oraz Tyler Hornb - czy to trio wprowadzi coś nowego do polskiego jazzu? Po "Able to fly" nie można jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Niby mamy tu wszystko, co potrzeba, by zadowolić wymagającego jazz-fana, jest dramatyzm, są poruszające solówki, jest współpraca, wyszukane dialogi i zapadające w pamięć melodie. Kanadyjczyk Tyler Hornb – postać, z którego grą nie miałem do tej pory przyjemności, nie rzucił mnie na kolana swoimi umiejętnościami, ale dobrze wypełnia drugoplanową rolę. Co innego muzyka Sikały – ten to doskonale wie, co ma grać i jak dotknąć słuchacza. Potrafi jednym przyspieszeniem minąć kilku przeciwników i strzelić gola! Masa pomysłów – zero trwogi przed ich realizacją, świetna technika. Warto mieć na tych Panów baczenie, coś czuję, że ten skład nie pokazał jeszcze na co go tak naprawdę stać. (Mieczysław Burski)
Contemporary Noise Sextet, "Ghostwriter's Joke", Electric Eye 2011
Bracia Kapsa postanowili pociągnąć temat łączenia współczesnego, pozbawionego barier jazzu, z muzyką ilustracyjną – filmową bądź teatralną. "Ghostwriter's Joke" to produkcja przesiąknięta tajemnicą, doskonale nadająca się do filmów noir z lat 40 i 50. Poczucie grozy, osamotnienia - muzyka oscyluje wokół paranoicznych lęków – jest to zabieg celowy, widoczny w prawie każdym z utworów. Młodzi wykonawcy znani z Sing Sing Penelope, Dzikiego Jazzu, czy Maestro Trytonów – nie traktują swojej twórczości w zbyt poważnych kategoriach. To nie jest muzyka przeintelektualizowana. Ich gra naznaczona jest poczuciem absurdu, groteską i pastiszem. Choć nie są awangardzistami, to dużo "nowego" wnoszą do szerokiego i pojemnego mainstreamu. Ich zapał idzie w dobrym kierunku. (Olga Spasojewska)