Serwis specjalny Polskiego Radia poświęcony Wojciechowi Młynarskiemu >>>
- O dziejach naszej rodziny nie rozmawiało się w domu na co dzień. Tradycją było jednak, że dwa razy w roku odwiedzaliśmy grób Emila Młynarskiego. Natomiast jedna z ciotek przygotowała szczegółowe drzewo genealogiczne - wspomina Jan Młynarski, który nagrał m.in. płytę ze współczesnymi opracowaniami piosenek ojca.
Porównanie do słynnego rodu Bachów byłoby oczywiście na wyrost, ale na brak wyjątkowo utalentowanych muzycznie krewnych i powinowatych Jan Młynarski narzekać nie może. Znaleźli się wśród nich m.in. słynny przedwojenny śpiewak i pedagog, Grzegorz Orłow oraz jego syn Roman, znany jako twórca przebojów Hanny Banaszak i stały współpracownik Wojciecha Młynarskiego. Z kolei zmarła w 2002 roku Aniela Młynarska została żoną samego Artura Rubinsteina, jednego z najwybitniejszych pianistów wszechczasów i niezrównanego interpretatora dzieł Chopina.
Nestorem muzycznego rodu był jednak Emil Młynarski, żyjący na przełomie XIX i XX stulecia wirtuoz skrzypiec, kompozytor i podziwiany po obu stronach Atlantyku dyrygent. Uczeń Rimskiego-Korsakowa, zanim zdobył szturmem moskiewski Teatr Wielki oraz Operę Filadelfijską, zdążył powołać do życia Filharmonię Narodową oraz wprowadzić Operę Warszawską w jeden z jej najlepszych okresów. Ostatnio Polska Orkiestra Radiowa wykonała (po raz pierwszy od 113 lat!) Koncert skrzypcowy d-moll Młynarskiego, co stało się okazją do małego rodzinnego zlotu. Zza Oceanu przyjechała do Polski Eva Rubinstein (ceniona na świecie fotografka), a z Belgii - Barbara Ahrens-Młynarska, znana aktorka i promotorka kultury polskiej za granicą.
- Emil był człowiekiem-instytucją - mówi jego stryjeczny prawnuk Jan. - Ale miał też pięciu braci, z których wszyscy uprawiali muzykę, przynajmniej amatorsko. To była świetnie wykształcona i dobrze sytuowana rodzina. Dopiero wojna podkopała jej pozycję.
Mimo to Wojciech Młynarski otrzymał w podwarszawskim Komorowie prawdziwie arystokratyczne wykształcenie: W naszym domu bardzo ważnym instrumentem był fortepian. Przyjeżdżał do nas na przykład melorecytator Henryk Szatkowski, który akompaniując sobie na fortepianie, pięknie deklamował Norwida i Słowackiego [...] Odbywały się u nas koncerty szopenowskie, które dawała ciocia Maria oraz jej koledzy z konserwatorium [...] (za: Dariusz Michalski "Dookoła Wojtek"; Prószyński i Spółka, 2008).
Nic dziwnego, że Młynarski, choć wybrał literaturę, stał się ostatecznie jedną z najważniejszych postaci w historii polskiej piosenki ostatniego półwiecza. Wspomnienia artystycznego dzieciństwa powracały potem w tekstach piosenek, pisanych m.in. do muzyki Chopina. Za prawdziwy majstersztyk uważa się jego literacką interpretację bardzo krótkiego, ale też gęstego i kapryśnego Walca minutowego op. 64 nr 1.
- Pracując nad piosenkami ojca, odkryłem jak wiele współcześni tekściarze i muzycy mogą się od niego nauczyć. Przede wszystkim warsztatu i szacunku dla tradycji - przyznaje Jan Młynarski. - Często słyszę, że był "bardem PRL-u". Ale moim zdaniem jego dorobek ma głębszy i bardziej uniwersalny wymiar. Za mistrza wybrał sobie Mariana Hemara i zdecydowanie sprostał temu zadaniu.
A jak tradycje Młynarskich wpłynęły na najmłodszego Jana? - Czasami myślę, że po prostu musiałem zostać muzykiem... Przez całe moje dzieciństwo ojciec stukał na maszynie i odtwarzał na starym kaseciaku kolejny podkład dostarczony przez kompozytora. Chyba większy wpływ wywarła na mnie jednak mama, do której przychodzili studenci na lekcje interpretacji piosenki oraz dykcji - wspomina syn Wojciecha Młynarskiego. - A jeśli chodzi o legendę Emila... Cóż, swego czasu rozmyślałem, czy, jako perkusista, nie powinienem zająć się klasyką. Stanęło na rozrywce...
Tak czy siak, przed Janem stanęło nie lada wyzwanie. Jest spadkobiercą muzycznego rodu, którego dzieje sięgają połowy XIX stulecia...