Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Trójka
Piotr Kowalczyk 19.04.2011

Współtwórca "The Wall" zdradza kulisy niesamowitego projektu

Dziś drugi koncert Rogera Watersa w Łodzi, prezentujący jego wielki multimedialny spektakl "The Wall". Wieloletni współpracownik Watersa, Gerald Scarfe, opowiedział Piotrowi Kaczkowskiemu o "czasach z chłopcami z Pink Floyd".
Gerald Scarfe, kadr z filmu The Wall, reż. Alan ParkerGerald Scarfe, kadr z filmu "The Wall", reż. Alan Parker

Poniżej prezentujemy początek rozmowy Piotra Kaczkowskiego z artystą. Aby odsłuchać całość rozmowy, w której artysta zdradza szczegóły pracy nad "The Wall" i nowości w wersji spektaklu z 2011 roku, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku znajdującą się po prawej stronie w ramce "Posłuchaj".

Byłeś sympatykiem zespołu, gdy Waters i Nick Mason zaprosili cię w 1973 roku na londyński koncert?

Nie. Wielbicielem nie byłem. Wiedziałem oczywiście, co tworzą. Ale nie znałem ich twórczości głębiej. Nick Mason i Roger Waters zaprosili mnie do współpracy, bo obejrzeli dokumentalny film dla BBC, jaki zrobiłem w Los Angeles i powiedzieli podobno "trzeba skaptować tego świra". Ale sporo czasu upłynęło, zanim zacząłem dla nich pracować, bo po pierwsze nie potrafiłem zrozumieć, czego ode mnie oczekują, a gdy już zrozumiałem, nie byłem pewien, czy będę chciał się tym zająć. Tak więc nie byłem fanem Pink Floyd, ale nie byłem też ich przeciwnikiem. Któregoś dnia Roger Waters zabrał mnie na koncert Floydów do Finsbury Park i ten wieczór diametralnie zmienił moje podejście. Byłem zauroczony jego teatralnym charakterem, efektami świetlnymi i samolotem przelatującym przez scene. Jestem wizualistą. Mniej interesuje mnie warstwa muzyczna i teksty. Natomiast w wizualizacjach znalazłem miejsce dla siebie. Tak się to zaczęło. Zaczęli przychodzić do mnie, przedstawiać swoje pomysły. Zaproponowali, żebym zilustrował dla nich utwór "Welcome to the Machine". Myślę, że chcieli, żebym rysował dla nich to, czym przez lata zajmowałem się, tworzeniem karykatur politycznych. Od 45 lat robię takie rysunki do niedzielnego wydania „Timesa”. Roger, który żyje polityką, chciał prawdopodobnie, żebym takie rysunki dla nich przygotował. Jak mówiłem, nie do końca to rozumiałem. Wydawało mi się, że z powodu teatralności ich spektakli będzie bardziej im zależeć na pracach odrealnionych. A więc przygotowywałem jakąś animację i przywoziłem do sali, w której danego dnia występowali. Wyświetlaliśmy ją w jakimś utworze. To nie były animacje przygotowane do konkretnego utworu, ale one wplatały się i pasowały, szczęśliwym trafem. Potem, gdy pracowaliśmy już nad ilustracjami do "The Wall", moje animacje musiały być ściślejsze, bardziej dobrane. Musiały dokładniej pracować do fragmentów muzycznych. Więc jak mówiłem, nie byłem wielbicielem zespołu, ale stałem się nim, gdy poznałem ich twórczość.