Według policji, obecne wyniki śledztwa pozwalają na przypuszczenie, że kradzież Kodeksu Kalikstyńskiego, zwanego też Księgą św. Jakuba, została zorganizowana na zlecenie jakiegoś maniakalnego kolekcjonera.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
Legalna sprzedaż księgi jest niemożliwa. Na teoretycznej licytacji Kodeks z łatwością mógłby osiągnąć sumę 100 mln euro. Dla porównania Kodeks Leicester, zawierający zbiór pism Leonarda da Vinci, został sprzedany za 30,8 mln euro.
Rabunku mogła dokonać jedna osoba, albo zorganizowana grupa przestępcza. Złodziej wiedział, że rękopis przechowywany był w sejfie w archiwum świątyni. Nie było żadnych śladów włamania do kasy pancernej, co oznacza, że zdobył klucze. Rabuś doskonale znał zabezpieczenia archiwum, w którym było pięć kamer.
Policja poszukuje bezcennej księgi w Madrycie oraz w innych miastach Hiszpanii i Europy. Podejrzewa się, że manuskrypt mógł już zostać wywieziony za granicę.
Śledztwo pozwoliło na oddalenie hipotezy, jakoby ktoś z wewnątrz katedry stał za kradzieżą. Ta wersja wydarzeń od początku wywołała oburzenie arcybiskupstwa Santiago de Compostela i przyczyniła się do choroby i dymisji historyka odpowiedzialnego za archiwum, Jose Marii Diaza.
Kodeks Kalikstyński składa się z pięciu ksiąg ujętych w jedną całość. Dzieło powstało w XII wieku na polecenie papieża Kaliksta II, który polecił spisać księgę zawierającą uregulowania dotyczące kultu św. Jakuba, będącą zarazem pomocą dla pielgrzymów i zachętą do pielgrzymowania. Kodeks zawiera m.in.: rady praktyczne, opisy szlaku i zwyczaje lokalnej ludności z epoki średniowiecza.
Eksperci obawiają się o bezcenne dzieło. Zmiana oświetlenia i nawilgocenia powietrza, czy nieprawidłowe obchodzenie się z księgą może uszkodzić lub zniszczyć manuskrypt.
PAP,kk