Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Sylwia Mróz 07.07.2010

Członek załogi Jaka-40: radiolatarnia była dalej

Członek załogi Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku godzinę przed prezydenckim Tu-154M twierdzi, że dokumenty z lotniska nie zgadzały się z rzeczywistością - pisze "Rzeczpospolita".
Start prezydenckiego TupolewaStart prezydenckiego Tupolewafot. east news

Według jego relacji jedna z radiolatarni była umieszczona dalej, niż oznaczono to w dokumentacji, którą dysponowały załogi obu polskich samolotów. Różnica ta miała wynosić 650 metrów.

- Jeśli przyjąć, że te informacje są prawdziwe, to może mieć kolosalne znaczenie z punktu widzenia decyzji, jakie podejmowali piloci, podchodząc do lądowania - mówi gazecie pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy mecenas Rafał Rogalski. Eksperci, z którymi rozmawiała "Rzeczpospolita", oceniają te informacje jednak bardziej sceptycznie.

Zdaniem pilota cywilnego i eksperta sejmowej komisji kapitana Roberta Zawady, jeżeli nawet były rozbieżności w odległościach rozmieszczenia radiolatarni, to nie powinny mieć wpływu na przyczyny katastrofy. - Zresztą różnica 650 metrów nie miałaby dużego znaczenia dla decyzji o lądowaniu. Piloci tupolewa, nawet jeśli nie widzieli radiolatarni, to musieli wiedzieć, że mają do niej jeszcze kilkaset metrów. Ale tak czy inaczej nie powinni schodzić poniżej 100 metrów, jeśli nie widzieli pasa - mówi kapitan Zawada "Rzeczpospolitej".

Z informacji gazety sprzed kilku tygodni wynika, że jedna z radiolatarni mogła być niesprawna i wysyłać przerywany sygnał.

sm