- Wydaje mi się, że nie zastosowaliśmy obowiązującego prawa, które pozwalało na to, żeby po pierwsze pozwolić tym różnym manifestacjom zrobić to, co chciały zrobić, ale w rożnych miejscach i w różnym czasie – mówi prof. Monika Płatek, z Instytutu Prawa Karnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem najprawdopodobniej ci, którzy naprawdę naruszyli porządek publiczny, nie należeli do żadnych z tych marszy.
- Oni, mając wiedzę, że w zeszłym roku była tak zwana "zadyma", po prostu wykorzystali to po raz drugi - twierdzi. Jej zdaniem gdyby informacje o ludziach, którzy naruszają porządek publiczny, na bieżąco dochodziły do policji i gdyby policja mogła się tym zająć, to prawdopodobnie można by znacznie ograniczyć koszta.
Również prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, jest przeciwny zmienianiu prawa o zgromadzeniach. Jego zdaniem, gdyby Polacy byli bardziej świadomi, jakie wartości wyznaje np. ONR, to "tysiące zwyczajnych ludzi znalazłoby się na Placu Konstytucji, żeby rozmyć całą tę demonstrację, powiedzieć: my chcemy się cieszyć ze wspólnego święta".
- Protestuję! Ja nie mam nic wspólnego z lewicowością, ale nie chcę, mówię to bardzo stanowczo, żeby moje Święto Niepodległości, było czczone przez takie organizacje jak Młodzież Wszechpolska czy ONR – mówi gość Trójki. Socjolog twierdzi, że jednocześnie nie chce, żeby demonstracji narodowcom zabraniano.
Audycji "Za, a nawet przeciw" można słuchać od poniedziałku do czwartku tuż po godz. 12.00.
(pg)