Jan Cieliszek nie ma dobrych wiadomości - pogoda na morzu pogarsza się.
- Planowane było, że jacht będzie powolutku pchany wiatrem na tym trzecim refie do wybrzeży Argentyny. Wiemy już, że po godzinie 20 czasu polskiego wiatr się zwiększy. W tej chwili fale, które w ciągu dnia miały 1.5 m, teraz mają już 2 m i niedługo będą miały więcej. Wiatr dojdzie do 30 węzłów oraz zapowiadane są szkwały.
W lewym pływaku jest teraz 1.5 tony wody, co jest już dużym obciążeniem dla jachtu. Istnieje niebezpieczeństwo, że jeżeli zwiększy się zafalowanie, fale mogą się przelać przez lewy pływak. A to już zagroziłoby katamaranowi.
- Tego rodzaju rejsy, właściwłaściwie nigdy nie udają się za pierwszym razem. Van den Heede, którego rekord, 122 dni, miał zostać pobity, zrobił to dopiero za trzecim razem – mówi Jan Cieliszak, opiekun medialny rejsu Romana Paszke.
Kapitan ucieka przed złą pogodą. Planowano, że do wybrzeży Argentyny dotrze nie za 10 godzin, a może nawet za 8.
Między 1 a 2 w nocy doszło do gwałtownego szkwału o sile prawie 60 węzłów. Taki wiatr na lądzie zrywa dachy i wyrywa drzewa z korzeniami. Do tego doszły fale o wysokości 5 metrów. W efekcie uszkodzeniu uległ lewy pływak, co uniemożliwia płynięcie pod wiatr. Roman Paszke zdecydował się na przerwanie rejsu i kierowanie się w kierunku Argentyny.