Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 22.04.2010

Ta kampania będzie inna

Partie są jeszcze w szoku po tragicznym wydarzeniu z 10 kwietnia br. Trwają procedury wyłaniania kandydatów w wyborach prezydenckich w tych partiach, które straciły swoich kandydatów w katastrofie pod Smoleńskiem. Czekamy na decyzje PiS i SLD.

Jedna rzecz jest jednak pewna - ta kampania prezydencka będzie się różnić od innych kampanii nie tylko wyjątkowo krótkim czasem trwania, ale także tym, jak będzie wyglądała. Czy będzie w niej mniej spotów wyborczych, bilboardów, reklam?

Tego akurat możemy być pewni, bo tego wymaga cała ta technologia innego czasu, innych środków i to już byłoby trudne do zastosowania. Ale też polityka ma z natury ściśle określonego adresata - uważa dr Jerzy Głuszyński, socjolog, współzałożyciel i wiceprezes Pentor Research International.

- Ten adresat czyli elektorat, dzisiaj tak samo jak politycy są w szoku. I ci odbiorcy polityki z pewnością nie czekają dziś na taki przekaz płynący ze spotów telewizyjnych czy billboardów. Ten przekaz musi być w związku z tym inny, dostosowany do sytuacji. Czyli ani by się tego nie zdążyło zrobić, ani odbiorca by tego nie kupił - uważa dr Głuszyński.

*

  • Zuzanna Dąbrowska: Witam. Moim gościem jest Jerzy Głuszyński, Instytut Pentor.

    Jerzy Głuszyński: Dzień dobry.

    Z.D.: Partie są jeszcze w szoku po tym, co się stało, teraz trwają procedury wyłaniania kandydatów w wyborach prezydenckich w tych partiach, które straciły swoich kandydatów, czekamy na decyzję SLD, czekamy na decyzję PiS. To są trudne decyzje, ale jedna rzecz jest właściwie pewna: ta kampania się będzie różnić od innych kampanii nie tylko czasem trwania, który jest wyjątkowo krótki, ale także zapewne tym, jak będzie wyglądać. Podobno ma być mniej bilboardów, mniej spotów wyborczych. Sądzi pan, że tak rzeczywiście będzie?

    J.G.: Tego akurat możemy być pewni, bo cała ta technologia wymaga innego czasu, innych środków i to już byłoby trudne do stosowania, ale też polityka z natury rzeczy ma ściśle określonego adresata. Ten adresat, czyli tzw. elektorat, czyli wyborcy, on dzisiaj z tych samych powodów, z jakich politycy są w nienormalnej sytuacji, no właśnie w takim szoku po tej katastrofie, w znacznym stopniu, jeśli nie takim samym, również właśnie ci odbiorcy polityki, oni dzisiaj z pewnością nie czekają na taki przekaz. Ten przekaz w związku z tym musi być po prostu różny, inny, dostosowany do sytuacji, czyli ani się by tego nie zdążyło zrobić, ani odbiorca, mówiąc nieładnie, by tego nie kupił. Środki muszą być dostosowane do adresata, z całą pewnością zmienione.

    Być może jest to zmiana na lepsze, bo przecież my wiemy, że akurat taki rodzaj uprawiania polityki przez pryzmat... przecież bodaj jednym z najczęściej na tematy polityczne używanym sformułowaniem był marketing polityczny, spin doktorzy i tak dalej, czyli coś, co nie jest istotą czy nie jest opisem przedmiotu tego zjawiska, tylko środkiem, sposobem, jak ono ma się kształtować.

    Jednego możemy być pewni. Oczywiście prognozowanie dzisiaj sytuacji w jakimkolwiek wymiarze jest bardzo trudne, bo nie wiemy, w jakich kierunkach się to potoczy, można różne hipotezy formułować, ale jednego możemy być pewni: był to ten rodzaj resetu, jakiś taki antrakt, w którym na profesję czy na zajęcia, na tę profesję polityka czy ludzi, którzy zajmują się polityką, spojrzano przynajmniej przez chwilę, że to jest potrzebne, ważne, co przez całe miesiące i lata nie miało miejsca. I to zmienia zasadniczo kontekst tych najbliższych wyborów, a pewnie w mniejszym stopniu również kolejnych.

    Z.D.: Przy poprzednich okazjach, przy poprzednich wyborach także pojawiały się głosy, że wystarczy policzyć, ile pieniędzy wydano na bilboardy, na przykład przy jednej z głównych ulic Warszawy, na których z każdego rogu patrzyła na nas twarz jakiegoś lidera z jakimś komunikatem, że wystarczy to policzyć, żeby zobaczyć, jak wiele pieniędzy właściwie się marnuje, bo nie spełnia swojego celu, znaczy nie jest to propaganda prawdziwa, tylko raczej antypropaganda, która powoduje, że ludzi odrzuca od polityki. Być może przez to także rośnie grupa tych, którzy nie głosują.

    J.G.: To chyba nie do końca niestety tak jest. To dokładnie tak jak w reklamie czy z reklamą – jak się nas pyta, czy kupujemy coś pod wpływem reklamy, najczęściej odpowiadamy, że nie, że jesteśmy tacy autonomiczni, że to na nas... nie dajemy się powodować takimi przekazami, ale wiemy, jest to przecież do policzenia, nikt nie wydaje pieniądze na reklamę po to, żeby nie mieć zwrotu tego nakładu z naddatkiem. W polityce niestety jest tak samo

    Ale też oczywiście są wyjątki, odwołajmy się może do tych najbardziej medialnych kampanii. W Stanach Zjednoczonych ci pretendenci gromadzą ogromne pieniądze. Na ogół na przykład uważało się, że republikanie dysponują większymi pieniędzmi niż demokraci, w przypadku obecnego prezydenta Obamy były inne źródła finansowania, pieniądze ogromne, ale mimo to można się przebić z czymś jeszcze poza tą ilością minut na reklamę polityczną, na takie lub inne wiece. Więc tak naprawdę dzisiejsza polityka się... i w tej kampanii zasadniczo inne i na pewno wszystko to będzie minimalizowane, ona się też bez tego obejść nie może. To jest jak gdyby taki niezbędny już rytuał, którym trzeba się posługiwać. Ale na pewno ważne są proporcje i ważne, czy forma, że tak powiem, całkowicie czy nadmiernie nie zastępuje treści. Dobrze, żeby w polityce jeszcze była ta treść.

    Z.D.: Wspomniał pan o kampanii Obamy i o nowoczesnych kampaniach w Stanach Zjednoczonych. Tutaj rosną w sposób niesłychanie szybki nowe formy organizowania kampanii. Myślę, oczywiście, o Internecie, który też już w Polsce funkcjonuje, ale także o różnych kampaniach esemesowych, o powrocie do pewnego marketingu bezpośredniego, czyli rzeczywiście spotkań polityków takich bezpośrednich, nawet tych polityków, którzy mają wielkie nazwiska i właśnie startują w wyborach prezydenckich, czyli musieliby spotkać bardzo dużo osób, żeby rzeczywiście to dało taki realny wymiar. A tymczasem funkcjonuje to jako taka wieść niesiona – był gdzieś tam kandydat X, spotkał się z ludźmi, ach, to dobrze, że się spotkał, i to jest też jakiś nius, jakaś wiadomość, która dociera w jakiś sposób do umysłu. Czy tym razem w Polsce te nowe formy mogą stać się ważniejsze?

    J.G.: Z pewnością, to tak zwane nowe media one już działają. Oczywiście ta skala jest inna niż w Ameryce. Tak prawdę mówiąc, te różne narzędzia, którymi się można posługiwać, one są wzajemnie powiązane. Z tej kampanii, wielkiej kampanii Baracka Obamy wiemy, że właściwie poprzez Internet się zarówno uruchamia pewne procesy, które potem są wzmacniane w innych, bardziej tradycyjnych mediach i poprzez Internet się wywołuje zjawiska, minimalizuje złe skutki różnych posunięć i tak dalej. Więc w Polsce oczywiście nie jesteśmy na tym etapie, one w jakimś zakresie na pewno te zjawiska wystąpią, ale chociażby ze względu na krótszy czas, na nieprzygotowanie, na zaskoczenie przede wszystkim dużo mniejszą liczbę kandydatów. Tych powodów, no, ta kampania z całą pewnością będzie inna. Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że będzie znacząco bardziej tradycyjna.

    Ja się obawiam, bo dużo poświęcamy czasu na tę kwestię formy, ale poza formą jeszcze mogą być zasadnicze różnice treści. To, czym się powinniśmy chyba niepokoić, bo jesteśmy mam wrażenie w takim momencie, gdzie właściwie możliwe są jeszcze wszystkie scenariusze i te, które by mogły skutkować taką poprawą w wielu wymiarach, ale ona nie jest przecież gwarantowana, już rysują się pewne całkiem wyraźnie złe scenariusze. Gdyby na przykład się to potoczyło w kierunku takiej polaryzacji w oparciu o... Każda polaryzacja masowa jest fałszywa, tak jak fałszywy był dylemat czy podział na Polskę solidarną i liberalną, bo żeby ona była nowoczesna, żeby nam się dobrze w tym kraju żyło, to ona powinna być i solidarna, i powinniśmy umieć z myśli liberalnej korzystać, żebyśmy się mogli stawać krajem nowoczesnym i tak dalej. Tu nam grozi w tej atmosferze inny podział: na właśnie taką Polskę... na prawdziwych Polaków i patriotów i tych ponoć nieprawdziwych. Gdyby tak się ta kampania układała, to ona by właśnie miała taką fałszywą nutę. To jest też instrument walki politycznej, poprzez który można korygować takie bardziej pogłębione czy bardziej utrwalone preferencje polityczne. Na dzisiaj...

    Z.D.: Używając emocji.

    J.G.: Dokładnie tak. Zarządzając tymi emocjami, instrumentalizując ten przekaz. Są jednak symptomy i właściwie te pierwsze sondaże, które się pojawiły, jeszcze nie takie, że tak powiem, realizowane w momencie, który... one nie mogą być w pełni miarodajne, ale one pokazują, że my patrzymy na to przez pryzmat tego, co pokazują media. Ten obraz jest skrzywiony, ktoś chce korzystać z tego skrzywienia, z konstruowanego obrazu. Myślę, że ta przeciętna Polska jest bardziej normalna, że ten... no, może być po prostu wielu rozczarowanych po wynikach wyborczych, dlatego że zakłada inny stan umysłów i preferencji Polaków niż się pewnie wielu osobom wydaje.

    Z.D.: Mam więc nadzieję, że będzie tak jak napisał dziennik Die Welt dzisiaj, że Polska nie będzie już kozłem ofiarnym, nie jest już kozłem ofiarny i nie chce się tak czuć. Dziękuję bardzo za rozmowę.

    J.G.: Dziękuję.

    (stenogram: J.M.)