Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 15.02.2010

Premier Tusk dostałby tróję

Preelekcja to mącenie ludziom w głowach. To zwykła selekcja kandydatów. Tusk za to dostałby tróję, gdyby był moim studentem.

Słowo „preelekcja” to mącenie ludziom w głowach. To zwykła selekcja kandydatów. Tusk za takie neologizmy dostałby tróję, gdyby był moim studentem - ocenia w "Sygnałach Dnia" politolog, profesor Wawrzyniec Konarski.

Plan Tuska jest szalenie prosty - mówi politolog, pytany dlaczego do tej pory Platforma nie wystawiła kandydata na prezydenta. - Chodzi o to, aby poprzez wstrzymanie się od kandydowania upiec parę pieczeni przy jednym ogniu - tłumaczy gość Programu Pierwszego.

Premier trochę "przekombinował". - Zgadzam się z tymi głosami w PO, które mówią, że Donald Tusk zbyt długo zwlekał nie tyle z informację, iż nie będzie kandydowa, ale z połączeniem tej decyzji z ogłoszeniem mocnego kandydata, który przejmie natychmiast jego głosy i sympatie. To jego PR-owy błąd, a być może i błąd polityczny - ocenia profesor Konarski.

Profesor Konarski zaznacza, że propozycje Platformy Obytawatelskiej, co do zmian w konstytucji, mają być jedynie z korzyścią dla premiera i jego ekipy i nie służą interesowi publicznemu. - Za tą propozycją - jak za każdą inną - stoją intencje polityczne - mówi. Nie da się ukryć, że zmniejszenie liczby posłów i senatorów jest ściśle związane z krytyką polskiej klasy politycznej. Ale zmniejszenie liczby parlamentarzystów wyeliminowałoby wszystkie mniejsze partie, a na naszej scenie politycznej zostałyby dwie: PO i PiS. - Jestem pewien, że SLD czy PSL na takie zmiany się nie zgodzą - mówi politolog.

*

  • Krzysztof Grzesiowski: Z naszym gościem, profesorem Wawrzyńcem Konarskim, umówiliśmy się, że raz, no dobrze, góra dwa razy użyjemy słowa użyjemy słowa „preelekcja”. Pojawiło się takie słowo i ma oznaczać, jak rozumiem, to samo co „prawybory”, tylko że inaczej brzmi, tak bardziej uczenie.

    Prof. Wawrzyniec Konarski: Dzień dobry panu, witam państwa. Oczywiście, to jest dziwoląg słowny, który stworzył premier Tusk, bo chce być oryginalny.

    K.G.: W kontekście poszukiwania kandydata Platformy na prezydenta.

    W.K.: Natomiast nie stworzy takiego żaden z moich studentów, bo by dostał za to przynajmniej tróję, dlaczego że, pamiętajmy, to, co w tej chwili się nazywa „preelekcją”, jest po prostu selekcją, jest taką wstępną formą wybierania kandydatów na listy partyjne. W istocie są takie cztery sposoby stosowane w systemach partyjnych i jednym z nich jest właśnie pomysł na prawybory, który to jest pomysłem amerykańskim. Amerykańskie pomysły się mają w Polsce dobrze i są popularne, nawet jeśli nie mają czasami sensu. W tym przypadku one mogą mieć sens z uwagi na to, że mamy do czynienia z dwoma znacząco pokazywanymi jako kandydaci potencjalni na urząd prezydenta politykami, którzy są z Platformą albo powiązani dosłownie, jak Komorowski, albo są związani politycznym sojuszem, jak Sikorski. Więc nie nazywajmy tego „preelekcją”. I, panie premierze Tusk, niech pan nie mąci ludziom w głowach z tego tytułu, tylko nazwijmy to selekcją osób, które mogą wejść, że tak powiem, na listę partyjną czy na listy partyjne.

    K.G.: I pana zdaniem w wyniku tej selekcji kandydatem będzie...

    W.K.: w wyniku tej selekcji kandydatem będzie ten, kto będzie spełniał pewne kryteria, a oczywiście musimy przyjąć pewien punkt widzenia. Otóż ja widzę to w ten sposób: z punktu widzenia możliwości sterowania tym kandydatem już jako prezydentem najlepszy jest Komorowski, ponieważ Komorowski jest politykiem, który ma bardzo mocne usadowienie wśród pretorian pana premiera Tuska, jest osobą znaną, umiarkowaną, jest to konserwatysta nie dający żadnych obaw o to, że będzie chciał prowadzić własną, samodzielną politykę jako prezydent.

    Natomiast on ma jedną istotną wadę – dokonał falstartu już w tej chwili, trochę kpiąc z urzędu prezydenta, co mi się wybitnie nie podobało i nie tylko mnie z tego, co wiem, a więc jest to polityk, który nie rozumie tego, że musi budować swoje stanowisko w tej chwili trochę ciężką pracą organiczną, a nie kpić z tego urzędu.

    Natomiast osobą, która ma znaczące już na wstępie szanse, tak mi się wydaje, na to, żeby tę kampanię pociągnąć jako taki swoisty harcownik, jest oczywiście minister Sikorski jako osoba młoda, dynamiczna, zresztą nie podobająca się, bo w sposób umiejętny uderzająca w polską symbolikę, (przypomnę: całowanie sztandarem, a nie szablą) oraz umiejętnie budująca swój wizerunek jako wcześniej korespondent wojenny w Afganistanie, co jednakowoż nie jest podzielane, jak zauważyłem, przez część środowisk polskich orientalistów, którzy nie sądzą, aby był to wybitny znawca tej kwestii i nie jest to moje zdanie. Więc generalnie... Tylko że oczywiście Sikorski jest osobą, która może mieć bardzo silne ambicje i wciąż ma, wtedy kiedy stanie się prezydentem, a to oczywiście może skomplikować plan Tuska.

    Plan Tuska jest szalenie prosty. Polega on na tym, aby poprzez powstrzymanie się od kandydowania upiec parę pieczeni przy jednym ogniu: mieć kontrolę nad własną partią, zmniejszyć jej wewnętrzne ufrakcyjnienie, a następnie przejść do ofensywy, poprzez dynamiczną wygraną w wyborach stworzyć podstawy dominacji Platformy przez przynajmniej dwie kadencje i w tym czasie dokonać gruntownych zmian polskiego systemu politycznego, a mówiąc jeszcze bliżej: polskiego systemu rządów, który mógłby nabrać kształtu podobnego, niekoniecznie takiego samego, jak system, który staje się, jak sądzę, dla Tuska pewnym ideałem, czyli system kanclerski w Niemczech. To oczywiście wymaga cały czas bardzo dobrego, czyli spolegliwego prezydenta, czyli człowieka, który byłby skłonny do kooperacji z premierem.

    K.G.: W sprawie tego wyboru, tej selekcji, jak pan to określił, czy Sikorski, czy Komorowski, dziś w wywiadzie dla dziennika Polska profesor Ireneusz Krzemiński mówi, że „trzeba czasu, żeby przenieść przynajmniej część sympatii z Tuska na innego kandydata, a nie od razu uda się kogoś przekonać, przekazać pozytywną energię na kogoś innego. Nowy kandydat też musi mieć czas, by móc pokazać się pozytywnie i zdobyć sympatię bez względu na wspomagający blask premiera. Dlatego uważam, że decyzja premiera była zbyt późna o swoim niekandydowaniu”.

    W.K.: Myślę, że profesor Krzemiński ma dużo racji. Ja to nazywam troszeczkę inaczej, powiedziałem to już nieco wcześniej, stwierdzając trochę kolokwialnie, że premier trochę przekombinował, to znaczy mówiąc językiem młodzieżowym, czyli zbyt długo zwlekał nie tyle ze swoją decyzją, ile ze sprzęgnięciem tejże decyzji z podaniem ewidentnego, mocnego kandydata, który nie musiałby dokonywać ruchów w postaci „preelekcji” (już nie będę więcej tego słowa używał), tylko kandydata, który jest po prostu gotowy, żeby natychmiast wyskoczyć trochę jak królik z kapelusza jako kandydat pewny Platformy. A zgadzam się też z tą opinią czy z tymi opiniami wewnątrz Platformy, które głoszą, że takie wzajemne szukanie tego kandydata i patrzenie na to, kto jest ważniejszy i kto może być lepszym kandydatem z grona tych dwóch, jest moim zdaniem rzeczywiście czymś, co może tę Platformę wewnątrz dzielić. I tak jest podzielona oczywiście.

    K.G.: No właśnie, bo to niebezpieczne – ja będę za tym, a inni będą za tamtym...

    W.K.: Tak że zgoda, to trzeba było szybciej zrobić.

    K.G.: ...w związku z tym rodzi się spór, konflikt, rywalizacja, mówiąc w skrócie.

    W.K.: Z naturalnych powodów ona będzie. Nie jest to coś nienaturalnego, ponieważ rywalizacja w polityce jest czymś oczywistym, ale... też tego słowa nie chcę nadużywać.

    K.G.: Ale (...) partii.

    W.K.: Ale oczywiście premier Tusk powinien był być tutaj lepiej przygotowany i to jest jego pijarowy błąd, a może i błąd polityczny.

    K.G.: Mówiąc o tej długoletniej dominacji politycznej na scenie, prawdopodobnie jaki to pomysł jest w Platformie dość powszechny, wydaje się, pojawiła się kwestia zmian w Konstytucji, o których to zmianach politycy z innych partii mówią, że nie mają żadnych szans, żeby przeszły, bo to spora prawda. Natomiast co do samych propozycji, między innymi osłabienia weta prezydenta, zmniejszenia liczby posłów i senatorów czy też zmiany w immunitecie parlamentarnym, tak na dobrą sprawę, jeśliby pytać indywidualnie, to ktoś by pewnie powiedział, że coś jest na rzeczy. Ale krok dalej, to już nie.

    W.K.: Tak, coś jest na rzeczy. Coś jest na rzeczy, ale brakuje mi w tej całej dyskusji o wiele większego spektrum głosów, dlatego że trochę nie podoba mi się takie ciągłe przypominanie, że pewne pomysły, jakie dzisiaj pokazuje pan premier Tusk, są zaczerpnięte z wcześniejszych ofert zgłaszanych przez panów profesorów Stępnia, Zolla czy Safjana, natomiast zupełnie się pomija także i innych znaczących polskich konstytucjonalistów, którzy też mogliby się na ten temat wypowiedzieć. Ale wiemy, że mają inne zapewne zdanie, więc o nich się nie mówi, typu profesorowie Sarnecki Goebethner, Winczorek czy Mołdawa, natomiast ostatnio mówił o tym pan dr Piotrowski, z którego opiniami w dużym stopniu się zgadzam.

    Dlaczego? Dlatego że... Znaczy inaczej – zgadzam się z tymi opiniami bardziej krytycznymi wobec tych pomysłów, ale głównie z jednego powodu: dla mnie są to pomysły oparte na znaczącej intencji osoby, która je zgłasza, czyli pana premiera Tuska, więc nie są to pomysły, których celem... i tu postawię dość jasną i wyraźną tezę – których celem jest nazwijmy głębokie uporządkowanie polskiego systemu rządów, tylko – jak każdy pomysł w polityce zgłaszany przez polityka partyjnego – te pomysły służą oczywiście intencjodawcy. I dlatego też nie da się ukryć, że zmniejszenie na przykład liczby posłów czy senatorów jest bardzo silnie powiązane z ogólną krytyką tychże organów polskiej władzy ustawodawczej, a to się oczywiście rozciąga na całą polską sferę zwaną klasą polityczną, ale z drugiej strony pamiętajmy, że jeśli się będzie zmniejszała liczba parlamentarzystów, to również będzie mogło mieć znaczący wpływ na przykład na osłabienie szansy mniejszych partii, a jeśli jeszcze się to powiąże (a z pewnością to jest na pewno znaczącym pomysłem premiera Tuska) tę sytuację ze zmianą systemu wyborczego, którego ideałem staje się dla premiera Tuska system brytyjski, który zawsze uniemożliwia reprezentację znaczącej mniejszości, dlatego jestem temu przeciwny z uwagi także na podziały, jakie są w polskim społeczeństwie, to wiadomo świetnie, że ta sytuacja byłaby stworzeniem dominacji i Platformy, ale i jakiejś innej znaczącej partii. I tą inną znaczącą partią jest tylko PiS.

    Dlatego ważna konkluzja: jeżeli nawet dzisiaj mamy dwie rozbieżne kompletnie od siebie koncepcje od siebie wobec pomysłów na zmianę systemu rządów w państwie, to jestem przekonany, że jakieś modus vivendi między Platformą i PiS-em dałoby się w przyszłości znaleźć, gdyż w istocie tylko te dwie partie byłyby wtedy dominantami na polskiej scenie, co eliminowałoby wszelkie mniejsze partie. Dlatego z oczywistych względów ani PSL, ani SLD na te zmiany się na tym etapie i późniejszym nie zgodzą.

    K.G.: Panie profesorze, dziękujemy za rozmowę.

    W.K.: Dziękuję bardzo.

    K.G.: Profesor Wawrzyniec Konarski, gość Sygnałów Dnia.

    (stenogram: J.M.)