Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 16.02.2010

Na Białorusi mniejszość musi być posłuszna

Władze na Białorusi nie mają nic do mniejszości polskiej poza tym, że chciałyby, żeby ta mniejszość była dowodzona przez odpowiednich działaczy.

Paweł Wojewódka: Państwa i moim gościem jest pan dr Maciej Raś, Instytut Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.

Panie doktorze, ja dzisiaj przejrzałem komentarze dotyczące stosunków polsko–białoruskich i stosunku władz białoruskich do mniejszości polskiej. I większość komentatorów, wschodnich komentatorów, czyli rosyjskich i białoruskich, nawet tych w pewien sposób związanych z władzami białoruskimi, twierdzi, że akcja wobec Związku Polaków na Białorusi jest związana ściśle z wewnętrzną polityką białoruską, że to wynika z wewnętrznych priorytetów białoruskich.

M.R.: Dzień dobry, panie redaktorze, dzień dobry państwu. Wydaje mi się, że należy zgodzić się z tymi opiniami, które zacytował w skrócie pan, czy z kwintesencją tych opinii, które zacytował w skrócie pan redaktor. Tak, na pewno nie jest to element... znaczy wpisuje się to... Nie jest to cel polityki zagranicznej Białorusi drażnienie Polski poprzez szykanowanie mniejszości, przynajmniej części, znacznej części mniejszości polskiej. Jest to związane przede wszystkim z procesami politycznymi na Białorusi, skłonnością w cudzysłowie czy chęcią podporządkowania państwu, podporządkowania władzy, elicie władzy każdej formy organizacji społeczeństwa na Białorusi. Czyli mówiąc krótko, władzom białoruskim nie przeszkadza mniejszość polska, władze białoruskie mogą nawet tę mniejszość wspierać, dotować, pod warunkiem że jest to mniejszość odpowiednio zorganizowana, czyli mniejszość, na czele której stoją działacze społeczni związani, a przynajmniej lojalni wobec prezydenta, rządu w Mińsku. P.W.: W konstytucji białoruskiej, a także w najważniejszych ustawach właśnie jest mowa o mniejszościach narodowych. Tam nawet pada zdanie, że mniejszości narodowe powinny być przez państwo wspierane. No i są w pewien sposób wspierane, bo konkurencyjny związek do związku tego niezależnego Andżeliki Borys, prowadzonego przez Andżelikę Borys, pana Siemaszki Związek Polaków na Białorusi, ten uznawany przez administrację prezydenta Łukaszenki, ma się bardzo dobrze.

M.R.: Tak. Tak jak powiedziałem, władze na Białorusi nie mają nic do mniejszości polskiej poza tym, że chciałyby, żeby ta mniejszość była dowodzona przez odpowiednich działaczy. Na Białorusi władze białoruskie... No, mniejszość polska na Białorusi ma na przykład znacznie lepiej niż w kraju, który jest naszym partnerem, sojusznikiem, pod okiem Unii Europejskiej, na przykład na Litwie. Zapewne władze białoruskie bardzo by chciały, by mniejszość ta była zorganizowana w związku, na czele którego stoi wspomniany przez pana działacz, pan Siemaszko, ponieważ to ma bardzo duży wpływ na procesy wyborcze, wybory prezydenckie, wybory parlamentarne, które w okręgach, w których Polacy, w tej części Białorusi, w części zachodniej Białorusi, w którym w wymiarze lokalnym mniejszość polska momentami nawet dominuje.

P.W.: Tutaj właśnie są problemy z policzeniem naszych rodaków na Białorusi. Niektórzy z komentatorów mówią, że nawet to jest koło miliona osób, 800-900 tysięcy, więc rzeczywiście jest to siła. Ale z drugiej strony niezależni Polacy na Białorusi? Czy to jest bezpieczne dla administracji Łukaszenki? M.R.: Oczywiście, że nie. To znaczy nie stanowi to żadnego zagrożenia dla państwa białoruskiego jako takiego, bo nie jest to mniejszość, która by dążyła do jakiejkolwiek irredenty, próbowała oderwać się, byłaby nielojalna od państwa białoruskiego. Nie mówię tu o elicie tego państwa, ale o państwie jako organizacji. Polska też absolutnie nie dąży do wspierania tego rodzaju potencjalnych separatyzmów. Natomiast groźna, co pokazały poprzednie chociażby wybory prezydenckie, może być mniejszość polska zorganizowana... groźna dla prezydenta Łukaszenki i jego ekipy, mniejszość polska, która jest zorganizowana w związku niekontrolowanym przez władze. To w przypadku procesów wyborczych może służyć do agitacji na niekorzyść prezydenta Łukaszenki i ludzi z nim związanych.

P.W.: Znalazłem takie zdanie jednego z politologów rosyjskich, że ten lęk wypływa również... To są pozostałości imperium radzieckiego, imperium sowieckiego. Że to jest lęk przed polskim wpływem na tamtych terenach. I jeszcze rzecz bardzo istotna – przed katolicyzmem. M.R.: To też. To też, choć zapewne na dalszym planie. Przede wszystkim jest to pewien doraźny interes, chodzi o doraźny interes polityczny, ale to, o czym powiedział w tej chwili pan redaktor, też może być istotne, ponieważ to tkwi w podświadomości. Pamiętajmy, że na tym terenie przez dziesięciolecia, przez wieki ktoś, kto należał do Kościoła Prawosławnego i mówił językiem rosyjskim bądź zbliżonym do rosyjskiego, wschodniosłowiańskim, był kojarzony z Rosją, z imperium rosyjskim, ze Wschodem, a ktoś, kto był katolikiem i używał języka polskiego bądź zbliżonego do polskiej gwary, był uważany za Polaka.

P.W.: Ale proszę sobie przypomnieć Melchiora Wańkowicza, który przemierzając tamte tereny, zawsze powtarzał: jak się pyta, kto ty jesteś, tubylca właśnie, to tubylec nie mówił, że jestem Polakiem czy Białorusinem czy Rusinem. Nie, jestem tutejszy.

M.R.: Tutejszy. Na początku lat trzydziestych w II RP, kiedy przeprowadzono spis powszechny, pytano się nie o narodowość, ale o język ojczysty, ponoć 700 tysięcy obywateli II RP podało „język tutejszy” i w większości były to osoby mieszkające na naszych Kresach Wschodnich, zwłaszcza na terytorium dzisiejszej Białorusi. Tu też pytanie pana redaktora o liczbę Polaków. Proszę pamiętać, że wiele osób tam zamieszkujących należy do tzw. grupy pogranicza, czyli osób o niedokładnie zidentyfikowanej tożsamości narodowej, etnicznej. P.W.: Cała Białoruś ma z tym pewien problem, dlatego że mówi się, że Białoruś jest właśnie takim krajem pogranicza, gdzie te wpływy kulturowe, etniczne są tak przemieszane, że trudno jest wyodrębnić jednych Rusinów. Z Ukraińcami jest zdecydowanie łatwiej.

M.R.: Ale jednak w centralnej Białorusi czy we wschodniej Białorusi przeważa identyfikacja ze Wschodem. Dominuje język białoruski i w życiu codziennym nawet, w życiu prywatnym, a nie język rosyjski. Przepraszam: a nie białoruski. Tego języka nawet jest więcej oficjalnie niż w rozmowach prywatnych. Natomiast na zachodniej Białorusi, tej, która kiedyś należała do państwa polskiego, tych przedstawicieli grup pogranicza jest znacznie więcej. P.W.: Panie doktorze, a taka recepta, jak można byłoby dojść do porozumienia z administracją prezydenta Łukaszenki, żeby nasi rodacy spokojnie mogli tam żyć?

M.R.: Jest to bardzo trudne z kilku powodów, ponieważ prezydent Łukaszenko walczy o przetrwanie. Walczy o przetrwanie siebie, swojej ekipy, związanej z nim elity politycznej, i w wyborach chce mieć zapewnione poparcie, nawet jeżeli wybory są manipulowane, to jednak poparcie społeczne chce mieć zapewnione. Proszę też pamiętać, że należy przestrzec polityków przed graniem mniejszością narodową w naszej polityce zagranicznej. Było nie było, zgodnie z prawem międzynarodowym Polacy, jeśli są obywatelami Białorusi, są zobowiązani być lojalnymi wobec państwa, którego są obywatelami. Wydaje się, że można to zrobić, ale potrzebny jest tu pewien kunszt dyplomatyczny, bardzo delikatna dyplomacja, raczej naciski zakulisowe, nie tylko sugerowanie... no, sugerowanie i staranie się o to, by działania poprzez Brukselę, działanie poprzez instytucje międzynarodowe, sugerowanie, że możemy utrudnić bądź ułatwić Białorusi otrzymania na przykład pomocy finansowej czy z Unii, czy z takich instytucji, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. I wpływanie w ten sposób, aczkolwiek bardzo trudno by było uzyskać dobry efekt, jeżeli będzie to widoczne. P.W.: Miejmy nadzieję, że dyplomacja rzeczywiście będzie delikatna, ale czasami może być taka ostrzejsza, pięścią w stół. Podobno to czasami przynosi niezłe efekty. Poczekamy, zobaczymy, będziemy to uważnie obserwować. Dziękuję panu serdecznie za wizytę w studio.

M.R.: Dziękuję bardzo, do widzenia. P.W.: Państwa i moim gościem był pan dr Maciej Raś, Instytut Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. (stenogram: J.M.)