Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Marlena Borawska 10.08.2010

System ostrzegania nie zawiódł

Wojewoda dolnośląski przyznaje, że władze Bogatyni dostały dwa ostrzeżenia o nawałnicach.
System ostrzegania nie zawiódłfot. Tomasz Jędruchów, IAR

Powódź w Bogatyni wywołała dyskusję na temat systemu ostrzegania przed zagrożeniem. Zdaniem wojewody dolnośląskiego system działa w sposób dosyć klarowny i standardowy.

- W przypadku Bogatyni specjaliści z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej przekazali informację o zagrożeniu do centrów wojewódzkich i zostały one niezwłocznie przekazane dalej, czyli do powiatowych centrów zarządzania kryzysowego, a te następnie poinformowały o zagrożeniu najbardziej strategiczne instytucji w regionie - mówił w "Sygnałach Dnia" Rafał Jurkowlaniec.

_

Wojewoda twierdzi, że gmina dostała dwa ostrzeżenia. Jedno meteorologiczne, drugie hydrologiczne. - Ostrzeżenia pojawiły się w piątek i w piątek trafiły do wszystkich zainteresowanych - mówi Jurkowlaniec.



Bogatynia po powodzi
Bogatynia po powodzi

Jak przyznaje lektura tych ostrzeżeń była porażająca. Wszystko, co zostało w nich opisane i przed czym przestrzegali meteorolodzy i hydrolodzy, sprawdziło się.

_
Sytuacja w Bogatynii nadal jest bardzo trudna. Trwa przywracanie zasilania energii elektrycznej, wciąż nie ma tam bieżącej wody i ogłoszono stan zagrożenia epidemiologicznego. Nadal nieprzejezdna jest droga 352, która łączy Bogatynię ze Zgorzelcem. Do miejscowości dojechać można jedynie przez Niemcy i Czechy.

Mieszkańcy niemal natychmiast otrzymają pomoc finansową. Wczoraj na konta wszystkich gmin dotkniętych powodzią wpłynęły pieniądze na zasiłki w wysokości 6 tysięcy złotych. Gminy już dziś powinny wypłacać te pieniądze poszkodowanym.

Wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec informuje, że istnieje również możliwość uzyskania zasiłków na odbudowę zniszczonych lub uszkodzonych domów i mieszkań. Będą to zasiłki przyznawane na uszkodzenia do 20 tysięcy i do 100 tysięcy złotych.

Na miejscu są ekipy nadzoru budowlanego, które dokonują oceny budynków. Szacowanie strat trwa i, jak podkreślają władze Bogatyni, ważne jest, aby jak najszybciej wiedzieć, ile budynków wymaga całkowitej odbudowy, a ile nadaje się do remontu. Pozwoli to na podjęcie odpowiednich działań.

Większość mieszkańców Bogatyni czekało z ewakuacją aż do momentu zagrożenia życia. Do końca wierzyli w to, że powódź minie, że uda im się uratować dobytek.

Wojewoda apeluje, by na ostrzeżenia reagować natychmiast i na nic nie czekać, bo żywioł potrafi być okrutny.

(mb)

Krzysztof Grzesiowski: Zaczniemy od rozmowy z wojewodą dolnośląskim, panem Rafałem Jurkowlańcem. Dzień dobry, panie wojewodo.

Rafał Jurkowlaniec: Dzień dobry, witam.

K.G.: Na godzinę 8.15 stan w Bogatyni, jak to miasto wygląda?

R.J.: Sytuacja nadal jest trudna, cały czas przywracane jest zasilanie w energię elektryczną. W przeważającej większości gminy nie ma zasilania w bieżącą wodę. Woda jest włączana najwyżej na kilka godzin dziennie i nadaje się tylko do celów sanitarnych. Wskazane jest picie tylko i wyłącznie wody butelkowanej ze względu na zagrożenie epidemiologiczne. Temperatura jest dosyć wysoka, więc to istotne, żeby przestrzegać tych zasad higieny. A jeśli chodzi o połączenia drogowe, o których też wspominał pan redaktor przed chwilą, to faktycznie mamy nadal odciętą drogę 352, która łączy Bogatynię ze Zgorzelcem, możliwy jest jedynie dojazd tranzytem przez Niemcy i przez Czechy albo przez Zgorzelec/Goerlitz, ten wariant niemiecki, albo przez przejście graniczne w Zawidowie, lub przejście graniczne w Świeradowie, wariant czeski.

K.G.: A jak wygląda pomoc dla osób, które zostały podczas powodzi poszkodowane? Krótko mówiąc, chodzi o pieniądze.

R.J.: Już wczoraj na konta wszystkich gmin, nie tylko Bogatyni, ale wszystkich tych, które ucierpiały w ostatniej powodzi, trafiły pieniądze na te zasiłki do 6 tysięcy złotych, w związku z tym mamy nadzieję, że już dzisiaj gminy będą wypłacały pieniądze poszkodowanym. Jest również możliwość uzyskania zasiłków na odbudowę zniszczonych lub uszkodzonych domów i mieszkań. Tutaj będziemy chcieli stosować te same zasady, jakie były wykorzystywane przy ostatniej powodzi majowo-czerwcowej, czyli to będą zasiłki na uszkodzenia do 20 tysięcy i do 100 tysięcy złotych.

K.G.: A czy dziś, we wtorek, możemy w ogóle mówić o szacowaniu skali potrzeb?

R.J.: To szacowanie cały czas trwa. Na miejscu są ekipy nadzoru budowlanego, dokonują oceny budynków. Nas interesuje przede wszystkim dokładne oszacowanie, ile budynków wymaga całkowitej odbudowy, ile nadaje się do remontu.

K.G.: W jednym z wywiadów powiedział pan, że jest pan gotów do podejmowania „działań niestandardowych”. Jakie to działania?

R.J.: Tak, rzeczywiście, także tych 14 najbardziej poszkodowanych gmin w ostatniej powodzi na Wiśle i w dorzeczu Odry ubiegało się o nadzwyczajne formy pomocy. Jeżeli skala tych zniszczeń w Bogatyni będzie równie duża, będę rekomendował Radzie Ministrów, żeby również gminę Bogatynia dopisać do tej listy czternastu.

K.G.: Mówimy cały czas o Bogatyni, ale powódź przeszła przez inne miejscowości. Gdzie jest najgorzej?

R.J.: Na dzisiaj najgorzej jednak jest na terenie gminy Bogatynia, też bardzo trudna sytuacja jest na terenie całego powiatu zgorzeleckiego, szczególnie na terenie gminy wiejskiej Zgorzelec, tam miejscowość Radomierzyce znalazła się całkowicie pod wodą w momencie, kiedy przerwana została tama na Witce. I tam sytuacja stabilizuje się bardzo powoli, ponieważ rzeka Witka (...) swojego pierwotnego koryta zmieniła bieg. (...) się również z kłopotami z odbudową tej drogi 352, o których wspominałem na początku. Przez tę drogę przepływa rzeka i zanim uda nam się odbudować tę drogę, musimy najpierw przywrócić Witkę do jej dawnego koryta.

Andrzej Żak: Panie wojewodo, w czasie majowych podtopień mówiło się dużo o tym, co może się wydarzyć jesienią. Teraz, przy okazji tego, co wydarzyło się w Bogatyni, mówimy dość dużo o systemie ostrzegania, powiadamiania. Czy ten system jest niezawodny, sprawny, jak zadziała, jeśli rzeczywiście jesień będziemy mieli mokrą?

R.J.: System działa w sposób dosyć klarowny i standardowy. Są specjaliści, którzy wysyłają ostrzeżenia, to najczęściej jest Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, te ostrzeżenia trafiają do nas, do wojewódzkich centrów, one są usytuowane na poziomie urzędów wojewódzkich w całym kraju i stamtąd są niezwłocznie przekazywane dalej, przede wszystkim do powiatowych centrów zarządzania kryzysowego, które koordynują akcję zarządzaniem kryzysowym na terenie powiatów, a te z kolei dają te informacje już na poziom gmin do najbardziej strategicznych instytucji, takich jak duże zakłady przemysłowe, elektrownie, kopalnie, tak, żeby ci wszyscy, którzy mogą być zależni od gwałtownych zmian pogody lub innych czynników kryzysogennych, mogli takie informacje otrzymywać.

I tak samo dokładnie było tym razem. Były dwa ostrzeżenia: jedno ostrzeżenie meteorologiczne, drugie ostrzeżenie hydrologiczne. One pojawiły się w piątek i w piątek trafiły do wszystkich zainteresowanych. Najpierw były u nas, chwilę potem znalazły się w powiatach i również w gminach. I muszę powiedzieć, że natura tych ostrzeżeń jest powiedziałbym taka dosyć porażająca, bo tam są opisane rzeczy, które de facto się wydarzyły. Mam zresztą przed sobą jeden z tych dokumentów (...): „Liczne podtopienia, zniszczenia zabudowań, dróg, mostów i duże trudności komunikacyjne, zagrożenie życia, zakłócenia w pracy urządzeń elektrycznych, zagrożenie pożarowe, zagrożenie życia, łamanie gałęzi, utrudnienia na terenach zurbanizowanych”. W zasadzie ostrzeżenie opisuje dokładnie tę sytuację, która wydarzyła się 24 godziny później.

A.Ż.: Jeśli mówimy o tych ostrzeżeniach, o tym systemie i funkcjonalności systemu, jeśli chodzi o instytucje, to pewnie wszystko działa sprawnie, poprawnie, właściwie, jak należy. Ale czy trochę my jako obywatele jesteśmy niezbyt mocno... lekceważymy tego typu ostrzeżenia? Czy takie codzienne życie i przez wiele miesięcy, przez wiele lat, kiedy nic się nie dzieje, odzwyczajamy się od właściwych reakcji na na przykład ostrzeżenia?

R.J.: To zawsze jest problem, który widzimy zawsze w sytuacji kryzysowej. Moje doświadczenie z kilku powodzi pokazuje, że każdy mieszkaniec jest przekonany, że do końca uda mu się uratować dom i dopiero wtedy, kiedy woda wdziera się do gospodarstwa domowego, nagle jest decyzja: ewakuujcie mnie. To słynny przykład też sandomierski, gdzie mieszkańcy byli już wcześniej ostrzegani: uwaga, Wisła może wystąpić z brzegów, może być pęknięcie wału, wtedy była odmowa ewakuacji. Dopiero wtedy, kiedy woda pojawiła się na poziomie pierwszej kondygnacji, było wezwanie do ewakuacji: ratujcie nas. To jest taka psychologiczna potrzeba ratowania swego domu, poczucie, że z domem nic się nie stanie. Natomiast natura nas uczy pokory. Dlatego ja apeluję: jeżeli mamy takie ostrzeżenia, to musimy ich rzeczywiście przestrzegać. To jest żywioł. Żywioł potrafi być okrutny i pokazał to tutaj, szczególnie w terenie podgórskim, gdzie tempo posuwania się tej fali było ogromne.

K.G.: Panie wojewodo, dziękujemy bardzo. Wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec przy telefonie Sygnałów Dnia.

(J.M.)