Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Izabella Mazurek 05.10.2010

Stoi za mną partia wściekłych kierowców

Ulice Warszawy są bezpartyjne, a korki są sierotami, za które nikt nie odpowiada.
Warszawa, stacja metra CentrumWarszawa, stacja metra Centrumwww.um.warszawa.pl
Posłuchaj
  • Czesław Bielecki o swojej kandydaturze na prezydenta Warszawy
Czytaj także

- Jedyna partia, która za mną naprawdę stoi to partia wściekłych kierowców i rowerzystów. Z warszawiakami chcę mieć prawdziwy kontrakt, dlatego jestem bezpartyjny – mówi w "Sygnałach Dnia" Czesław Bielecki, architekt, publicysta, były poseł, a obecnie niezależny, popierany przez PiS, kandydat na prezydenta Warszawy.

Gość Jedynki mówi, że ulice są bezpartyjne, a korki Warszawy są sierotami, za które nikt nie odpowiada.

- Nie chcę, żeby do tego miasta trafiały okazjonalne pieniądze, jak na przykład 10 milionów złotych na Stadion Narodowy, a 52 mln zł wydawano na pensje dla urzędników miejskich – uważa Czesław Bielecki. I wylicza, że za kadencji obecnej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz liczba urzędników miejskich zwiekszyła się o 900.

Bielecki przekonuje, że tyrzeba się odwołać do młodego pokolenia, bo to młodzi ludzie starannie wykształceni, podróżujący po świecie, kiedy wracają z Barcelony, Paryża czy Madrytu, zderzają się z frustracją już na wjeździe do Warszawy. Czasami w Warszawie trafia się jakaś perełka, jak Plac Trzech Krzyży czy Trakt Królewski, ale zalewa nas kicz reklam i brzydoty.

Gość "Sygnałów Dnia" zaznacza, że przy pomocy młodych ludzi chciałby przeprowadzić prawdziwą rewolucję w relacji urząd miasta - obywatele - przedsiębiorcy - inwestorzy. Każda decyzja administracyjna miałaby być wydawana zgodnie z prawem, bez zbędnej zwłoki. Najdłuższym terminem jest 30 dni, a przy sprawach bardzo skomplikowanych - 60 dni.

Rozmawiał Krzysztof Grzesiowski

(im)

Krzysztof Grzesiowski: Czesław Bielecki w naszym studiu. Dzień dobry, witamy.

Czesław Bielecki: Dzień dobry państwu i dzień dobry panom.

K.G.: Kandydat na prezydenta Warszawy w najbliższych wyborach samorządowych. I teraz tylko ustalmy precyzyjnie – kandydat niezależny popierany przez Prawo i Sprawiedliwość. To właściwa formuła?

Cz.B.: Tak jest, niezależny i bezpartyjny.

K.G.: Niezależny i bezpartyjny.,

Cz.B.: Jedyna partia, która, panie redaktorze, myślę, że za mną naprawdę stoi, to jest ogromna partia wściekłych kierowców, sfrustrowanych rowerzystów, no i pieszych, którzy są wypychani przez samochody. Tak że moją partią są warszawiacy, z nimi chcę mieć prawdziwy kontrakt, a popiera mnie Prawo i Sprawiedliwość.

K.G.: Swoją drogą to ciekawe – kiedy pojawiła się informacja, że to właśnie pan będzie kandydował na urząd prezydenta stolicy, pojawiło się tyle artykułów o panu, że już dawno tego nie było. (...)

Cz.B.: Jeśli ktoś mnie pyta, to staram się na to możliwie konkretnie odpowiedzieć.

K.G.: Mówi pan o sobie (ciekawe słowo): merytokrata. Co to znaczy?

Cz.B.: No, jestem profesjonalistą i jestem przekonany, że w Warszawie jest potrzebna bezpartyjna polityka samorządowa, bo ulice nie są partyjne, domy nie są partyjne, korki są w ogóle sierotą, nikt za nie nie odpowiada. Myślę, że jeżeli kocham Warszawę i nie muszę się w niej zakochiwać, jak głosi jeden ze sloganów widoczny na warszawskich tramwajach, to (...) kochać w mieście, do którego można wjechać, z którego można wyjechać, w mieście, które wśród 36 miast europejskich, które ostatnio były przez monitor europejskich miast klasyfikowane, nie będzie w tyle tabeli, to znaczy, że jakość życia mieszkańców, drożność komunikacyjna, przyjazność, przyjazność także dla środowiska naturalnego nie będzie... nie będzie to miasto tylko incydentalnie organizowanych za ciężkie miliony igrzyska czy to na otwarcie Stadionu Narodowego, czy sylwestra, że wydaje się na to parę, w wypadku tej imprezy ze Stadionem Narodowym ma się wydać 10 milionów złotych, a jednocześnie próbuje się zrobić bulwar nadwiślański za 42 miliony, a pensje urzędnikom, roczne premie wręcza się za 52 miliony. Dla mnie liczby, panie redaktorze, coś mówią. I czas, przede wszystkim czas. To wszystko dzieje się w dobrym kierunku, ale za wolno, za mało efektywnie.

K.G.: A kiedy po 1989 roku dostrzegł pan elementy bezpartyjnej polityki samorządowej w naszym mieście?

Cz.B.: Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że od początku tej wielkiej zmiany, która zaczęła się w 89 roku, a w samorządach w 90, opowiadałem się za tym, żeby przede wszystkim brać od wszystkich pomysły. Jeżeli są dobre pomysły, to trzeba je po prostu akceptować, a nie patrzeć na to, czy one się zrodziły na naszym podwórku politycznym. Uważam, że to jest po prostu bardzo szkodliwe dla miasta, bo nagle się okazuje, że władze miasta po prostu skierowują jednych przeciwko drugim, kierowców przeciwko pieszym, rowerzystów przeciwko kierowcom. No, to są pewne konkretne problemy, które trzeba rozwiązywać.

Jeżeli niedaleko siedziby radia jest skrzyżowanie Racławicka-Wołoska, obie ulice są już na znacznym przebiegu szerokimi, trójpasowymi, dwuprzestrzennymi ulicami, no to nie ma powodu, żeby na samym skrzyżowaniu, gdzie notabene powstaje biurowiec Pol-Aquy, firmy inżynierskiej znakomitej, która buduje Most Północny, żeby to skrzyżowanie było jakimś impasem, jakimś przewężeniem. Tam nie ma żadnego domu rodziny Gmurków, tam nie ma żadnego konfliktu, tego po prostu urzędnicy nie potrafią sami ze sobą skoordynować.

I to, co chcę przeprowadzić w Warszawie, to przy pomocy ekipy młodych ludzi chcę przeprowadzić prawdziwą rewolucję w relacji Urząd Miasta – obywatele – przedsiębiorcy – inwestorzy. Jak ktoś mi mówi: pan po prostu wyobraża sobie, że tak wielkim organizmem można rządzić w pojedynkę? A ja mówię: dlaczego w pojedynkę? Leszek Balcerowicz przed trzydziestką młodych ludzi do Ministerstwa Finansów i zrobił rewolucję na polskim rynku, rewolucję pieniądze.

K.G.: Pan ma trzydziestkę na Warszawę?

Cz.B.: O, myślę, że mam więcej niż trzydziestkę. I po prostu odwołuję się do młodego pokolenia. Ja uważam, że jego osadzenie w polityce jest moją misją. Ja uważam, że jest mnóstwo bystrych, wykształconych, często na Zachodzie, mających za sobą staże zagraniczne młodych ludzi, znających języki i żyjących w rytmie, który powoduje, że kiedy wracają z Barcelony, Madrytu czy Paryża do Warszawy, to moment wjazdu do naszego miasta jest momentem frustracji. Co pewien czas jakaś perełka – Plac Zbawiciela, Trakt Królewski, ale pomiędzy często koszmar reklam, kiczu, chaosu.

K.G.: Pan mówi o młodym pokoleniu. Znalazłem taką opinię na jednym z blogów właśnie o panu, o pana szansach na wygraną w wyborach prezydenckich w Warszawie: Czy ma szansę? – pyta autor. – Na pewno nie. Nawet bez logo PiS. (Autor przypomina, że startuje pan jako niezależny) W Warszawie Prawo i Sprawiedliwość w tym roku nie wygra. A czy ma szansę na wynik ponad stołeczny standard PiS, poczekajmy, aż się odezwie i zaprezentuje (to ma być w październiku, pod koniec), ale w tej chwili w to nie wierzę – pisze autor. – Będzie miał problem z elektoratem kościelno-starszego pokolenia, a młodych nie przyciągnie z powodu poparcia Prawa i Sprawiedliwości. Koniec cytatu.

Cz.B.: Proszę pana, to są, jak wszystko, pewne spekulacje. Ja myślę, że warszawiacy będą mnie oceniać przez pryzmat tego, w jaki sposób podchodzę do różnych problemów. Jeżeli dwa lata temu niewidomy stracił nogę, dlatego że na peronach metra nie ma groszkowanego pasa i władze miasta odpowiadają, że czekają na rozporządzenie ministra infrastruktury, to pytał pan, co to znaczy polityka profesjonalna, co to znaczy merytoryczne podejście do zagadnień. Ja wiem po prostu, że absolutnie po to nie potrzeba żadnego rozporządzenia. Zgodnie z prawem można po prostu wprowadzić tego typu ulepszenie, ponieważ to nie jest żadna istotna zmiana w projekcie.

Chcę powiedzieć, że prawo i finanse to są narzędzia osiągania efektów na czas. Efekty na czas, proszę państwa, to znaczy budowa trwająca nie dłużej niż dwa lata, to znaczy projektowanie, które zajmuje rok, półtora do momentu rozpoczęcia budowy. Zatem nie może być tak, że w czasie jednej kadencji się obiecuje, że coś się zrobi, a pod koniec kadencji się mówi, że to się skończy w drugiej kadencji. Nie ma żadnych usprawiedliwień z tego powodu, że nie rozpoczęto nawet budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Placu Defilad, nie ma żadnego powodu, dla którego nie mamy już rosnącej w oczach agory miejskiej na osi Pałacu Kultury, która nie zmieniła się w obecnych planach miasta w stosunku do tych planów, które pozostawił obecnej prezydent poprzednik. Po prostu nie ma żadnego powodu, żeby na początku XXI wieku budować wolniej niż 50 lat temu w Warszawie. Ja mówię o innym tempie, innym temperamencie i podejściu do pieniądze publicznego równie skrupulatnym i równie zdroworozsądkowym jak podchodzi się do tego w sektorze prywatnym.

K.G.: Czy to prawda, że w 2006 roku, kiedy Hanna Gronkiewicz-Waltz wygrała wybory na prezydenta stolicy, chciał być pan jej doradcą?

Cz.B.: Proszę pana, nie, ja przekonywałem...

K.G.: I złożył pan taką propozycję?

Cz.B.: Ja przekonywałem Hannę Gronkiewicz-Waltz, że potrzebna jest inna polityka przestrzenna. I próbowałem ją do tego przekonać tak jak wielu jej poprzedników. I niestety pani Hanna Gronkiewicz-Waltz inaugurowała Radę ds. Rozwoju i Architektury, której też byłem członkiem, i poza momentem inauguracji, gdzie bardzo skarżyła się, że musiała wstać o godzinie wpół do szóstej, jest zmęczona, skończyła się ta Rada i potem nigdy przez cztery lata nie pojawiła się na tej Radzie.

Jeżeli zatem mówię o zarządzaniu miastem, to nie o administrowaniu, nie o procedowaniu, a o tym, żeby być jego gospodarzem, żeby jeździć po tych ulicach, przyglądać się, jakie problemy nie są rozwiązane, a nie do kilku tysięcy warszawskich urzędników dodać dziewięciuset jeszcze, co stało się w tej kadencji, ponieważ, podkreślam, jak mówił mój profesor, trzy okręty nie płyną szybciej niż jeden, przez fakt, że jest więcej urzędników, sprawy nie toczą się szybciej. I ta prawdziwa rewolucja w warszawskiej administracji ma polegać na tym, że będzie wreszcie stosowane prawo. Każda decyzja administracyjna zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego ma być wydawana bez zbędnej zwłoki, najdłuższym terminem jest 30 dni, a w wypadku bardzo skomplikowanych 60.

A w jaki sposób chcę to zrobić? Chcę po prostu zmusić urzędników, żeby to oni koordynowali decyzje, które obywatel otrzymuje, a nie czołgali obywatela pomiędzy biurkami, aż po prostu on zbierze pieczątki pomiędzy nimi i on skoordynuje za nich to, za co oni biorą podatki. To jest elementarna nauka wynikająca z tego, że jestem przedsiębiorcą, ja wchodzę z ulicy do tych urzędów, ja mam mniej więcej pięćset urzędnikosytuacji w moim życiu zawodowym rocznie, więc ja wiem dokładnie, jak sypie się piach w te tryby, w jaki sposób urzędnicy się asekurują, w jaki sposób unikają dialogu ze społeczeństwem władze Warszawy.

K.G.: Był pan politykiem ogólnopolskim, posłem, szefem sejmowej komisji spraw zagranicznych, komisji, co by nie mówić, bardzo prestiżowej. Teraz chce pan być politykiem lokalnym, co pan podkreśla, politykiem warszawskim.

Cz.B.: Chciałbym coś zrobić dla Warszawy.

K.G.: No właśnie.

Cz.B.: Jestem bardzo podobnie jak jej mieszkańcy sfrustrowani tempem przemian. Uważam, że (...)

K.G.: Czy to znaczy, że pan jest wciąż czy czuje się pan wciąż politykiem niespełnionym?

Cz.B.: Nie, proszę pana. Ja byłem całe moje życie zwierzęciem politycznym. Mnie nikt nie wybierał ani nie powoływał. W stanie wojennym do zakładania podziemnego wydawnictwa CDN mnie nikt nie delegował i nie było żadnego plebiscytu na to, żebym brał udział w wieku 20 lat w strajku okupacyjnym Politechniki w marcu 68. Ja jestem po prostu człowiekiem wrażliwym na sprawy społeczne, interesującym się polityką, reagującym na to. Więc to jest moja normalna reakcja rodzaju pozytywnego buntu, buntuję się przeciwko temu, kiedy w poważnym kryzysie, który Hiszpania przeszła naprawdę dramatycznie, nadal Barcelona czy Madryt mieszczą się w pierwszej piątce atrakcyjnych miast europejskich wśród 36 miast, a Warszawa, która suchą nogą wyszła z kryzysu, jest na końcu tego rankingu. To są zimne, chłodne fakty.

K.G.: Dziękujemy za rozmowę.

Cz.B.: Dziękuję państwu bardzo i panom.

K.G.: Jeszcze będziemy mieli okazję, by rozmawiać w gronie kandydatów na urząd prezydenta naszego pięknego miasta Warszawy. Czesław Bielecki, architekt, publicysta, kandydat na prezydenta stolicy popierany przez Prawo i Sprawiedliwość, ale kandydat niezależny, jak podkreśla, w Sygnałach Dnia. Dziękuję uprzejmie.

Cz.B.: Dziękuję.

(J.M.)