Polski łucznik jeszcze na igrzyskach w Monachium startował w gronie pełnosprawnych. - Ale jako dziecko przeszedłem chorobę Heinego-Medina, która zostawiła trwałe ślady. Brałem więc udział zawodach dla niepełnosprawnych. Zostałem jednak wykluczony z kadry, bo Polski Związek Łucznictwa uznał, że aparat ortopedyczny pomaga mi też w strzelaniu. Badania obaliły tę tezę, ale działacze byli nieugięci. Pomogła mi dopiero wielka akcja dziennikarzy. - wspominał sportowiec w radiowej Jedynce.
Jak dziś wygląda sport niepełnosprawnych? - Cały świat bardzo zaangażował się w sport paraolimpijski. Idą na to ogromne środki finansowe. Większości ludzi wydaje się, że to forma rehabilitacji albo zabawy. Tymczasem to już naprawdę sport wyczynowy. I niestety bez pieniędzy wiele się nie osiągnie - mówił Tomasz Leżański.
Na rozpoczynających się w środę igrzyskach paraolimpijczyków w Londynie wystartuje blisko 4 tysiące sportowców ze 166 krajów. Jak twierdzi polski łucznik, od lat także zainteresowanie widzów takimi zawodami jest bardzo duże. - Stadion Olimpijski w Pekinie wypełnił się do ostatniego miejsca. Łucznictwo oglądało ponad 3,5 tys widzów - powiedział sportowiec.
Tomasz Leżański twierdzi jednak, że wielkie sukcesy polskich paraolimpijczyków to już raczej przeszłość. Dziś wielkim problemem są pieniądze. - W tym w mojej dyscyplinie było ciężko. Zabrakło pieniędzy na kilka ważnych imprez. Nie było na przykład Pucharu Polski, bo zabrakło 2 tysięcy złotych! To są sumy tego rzędu... Ludzie trenowali całą zimę, a później nie mogli wystartować - mówił gość "Sygnałów Dnia".
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy z Tomaszem Leżańskim. Rozmawiali Krzysztof Grzesiowski i Daniel Wydrych.