Zalety programu wylicza Marin Jańczuk z agencji nieruchomości Metro House. – Państwo stosuje politykę prorodzinną uzależniając dopłaty od liczby posiadanych dzieci. Dopłaty rosną wprost proporcjonalnie do pociech – powiedział Jańczuk. Jego zdaniem mile zaskoczeni będą też single, bo dopłaty państwa będą dotyczyć powierzchni do 50 metrów kwadratowych (w poprzednim programie było to o 20 metrów mniej) oraz będą traktowane jako wkład własny do kredytu.
W tym momencie zaczynają się jednak schody. Zdaniem Marzeny Rudnickiej z Centrum im. Adama Smitha, może to wprowadzić ludzi w bardzo niebezpieczne obciążenia kredytowe. - Ponieważ program daje dopłatę do kredytu ludziom, których nie do końca stać na ten kredyt i zostawia ich samych sobie na 30 lat - przypomniała.
Program odbiera też szanse wielu osobom, które byłyby w stanie spłacić kredyt. - Nie będzie można budować i kupować domów oraz wybierać z rynku wtórnego. Te dwa czynniki powodują, że wyłącza się z programu trzy czwarte powiatów w Polsce - wyjaśnia Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości Home Broker.
Dochodzą do tego kolejne kryteria: wielkość mieszkania nie może przekraczać 75 metrów kwadratowych, a dopłata obejmie maksymalnie 50 metrów. Poza tym cena za metr nie może przekraczać określonego przez wojewodę wskaźnika średnich kosztów budowy. To oznacza, że na dzisiaj, na mieszkanie np. w Warszawie można wydać maksymalnie 277 tys. złotych, czyli wybierać z najtańszych inwestycji na obrzeżach miasta.
Zdaniem Jacka Furgi ze Związku Banków Polskich trudno przy tych założeniach mówić o pobudzeniu rynku mieszkaniowego. – Jak sami autorzy programu szacują rocznie z programu może skorzystać do 30 tys. młodych ludzi. To nie jest poziom wsparcia, który powoduje zmiany jakości na rynku inwestycji mieszkaniowych i kredytowym – powiedział.
Program ma ruszyć od przyszłego roku. W 2014 roku zaplanowano na niego 600 mln złotych.
Mieszkanie dla młodych. Posłuchaj relacji Ewy Kwaśnik.