Dokonania polskich twórców w okresie Polski Ludowej, choć niepodważalne, niezwykle często w ostatnich latach stawiane są w kontrze do współczesnych zjawisk kulturalnych. Mówi się o upadku sztuki lub jej roli usługowej, z pogardą patrzy na popkulturę, młodym artystom zarzuca miałkość. Szczególnie gorąco temat odżywa w okresach produkcji filmów o tematyce wojennej ("Pokłosie", "Kamienie na szaniec"), spektakli odbiegających od klasycznego repertuaru scen narodowych ("Do Damaszku" Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie), a także przy okazji patriotycznych świąt.
Przeciwko umniejszeniu roli twórców tylko ze względu na fakt, iż przyszło im żyć i tworzyć w warunkach wolnego rynku i demokracji, zaprotestował w Jedynce Ernest Bryll. - Poza twórcami kulturę tworzą także odbiorcy. Gdyby to mieli być ludzie, którzy rozumieją kulturę jedynie wtedy, gdy są w zniewoleniu, a ona pełni funkcję sztandaru, to byłoby niebywale marnie - podkreślił. Zgodził się z nim Jerzy Radziwiłowicz mówiąc, że jakkolwiek polska kultura nie jest w swym szczytowym punkcie, to nie widzi też jej upadku. - Ja bym nie darł szat nad polską kulturą.
KULTURA - serwis specjalny portalu PolskieRadio.pl >>>
Aby lepiej wyjaśnić niestosowność porównywania polskiej sztuki okresu wolności do czasów PRL-u artyści przywołali kreację Tadeusza Łomnickiego jako Horodniczego, który w "Rewizorze" wypowiada kwestię "Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie". - Wtedy wszyscy dopatrywali się drugiego dna. Mi także zdjęto sztukę, bo komuś się wydawało, że to o Gomułce. Takie były czasy i takie napięcia. Ale w tym wszystkim nie zauważaliśmy, albo nie chciało nam się zauważać, normalnego odbioru, który od różnego rodzaju powierzchownych aluzji ucieka. Łomnicki bolał nad tym, że jego role są widziane tylko z jednej perspektywy, a nie w całej głębi - wyjaśnił Ernest Bryll. Dziś, jego zdaniem, jest prościej, gdyż polityka nie ma takiego wpływu na sztukę i jej rozumienie, "choćby bardzo chciała".
Wojciech Pszoniak (L) i Tadeusz Łomnicki. Teatr Telewizji. Mikołaj Gogol "Rewizor", reżyseria Jerzy Gruza. 1977. Fot. PAP/TVP/Zygmunt Januszewski
Do tej opinii odniósł się Radziwiłowicz przypominając, że w okresie cenzury i zniewolenia istniała pewna łatwość, której nie mają dzisiejsi twórcy. - Świat był dwubiegunowy, było czarne i było białe, nasze nieudacznictwo można było zwalić na to, że jesteśmy uciśnieni, rządzi nami komuna. Teraz, gdy tamta epoka się skończyła, okazało się, że są tysiące ważnych tematów, o których można mówić, tylko trzeba je znaleźć, bo nie leżą na ulicy, jak wtedy. I to nazywamy trudniejszym.
Kultura w radiowej Jedynce >>
Aktor uważa także, że funkcjonujący w czasie komuny język aluzji stawał się w końcu absurdalny i zaprzeczał idei komunikacji. - Cokolwiek by Łomnicki zagrał na scenie, ludzie widzieli i słyszeli to, co chcieli słyszeć. Długie funkcjonowanie w takiej relacji prowadzi do zaniku języka możliwego do porozumiewania się - powiedział. Jego zdaniem dziś porozumienie i wspólne życie możliwe jest, o ile oprze się je na racjonalnym myśleniu. Bo - jak zgodził się z obecnym w studiu poetą - demokracja to konsensus.
Czy życie publiczne wiernie odzwierciedla poglądy Polaków? Co, zdaniem Brylla, łączy Kochanowskiego, Mickiewicza i rolę sztuki w życiu państwa? W jaki sposób, w kontekście realizacji filmu o katastrofie w Smoleńsku, zaistniała w polskiej kulturze "strefa chamstwa"? Jaką rolę w polskiej sztuce odegrała poezja i dramaturgia Tadeusza Różewicza, którego Radziwiłowicz uznaje za najwybitniejszego polskiego poetę powojennego? Zapraszamy do wysłuchania całej dyskusji!
Prowadził Przemysław Szubartowicz.
"Sobota z Radiową Jedynką" - zapraszamy do słuchania między 9.00 a 20.00.
(asz/bch)