Pjongjang zapowiedział, że do wystrzelenia rakiety dojdzie między 12 a 16 kwietnia. Umieszczenie satelity na orbicie okołoziemskiej to - według władz - "dar narodu" dla Kim Ir Sena, z okazji 100. rocznicy jego urodzin. Oficjalnie satelita ma obserwować terytorium Korei Północnej i przesyłać informacje o warunkach atmosferycznych.
Zachodni politycy uznają jednak, że umieszczenie na orbicie okołoziemskiej satelity to jedynie pretekst do przeprowadzenia przez komunistyczną Północ kolejnych testów rakietowych. USA, Wielka Brytania i Japonia ostrzegły władze w Pjongjangu, że wystrzelenie rakiety zostanie potraktowane jako prowokacja i naruszenie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ.
- Nikt normalnie nie robi z powodu wystrzelenia satelity awantury, dopóki dany kraj ma program kosmiczny. Korea Północna w ogóle nie prowadzi programu kosmicznego. Poprzednie próby satelitarne okazały się wielkim fiaskiem dla władz północnokoreańskich - wyjaśnia gość radiowej Jedynki politolog Nicolas Levi z Centrum Studiów Polska - Azja.
Levi dodaje w "Sygnałach dnia", że wieża, która zostanie użyta do wystrzelenia tej satelity ma wysokość 50 metrów. - Akurat ta wysokość jest niezbędna, aby przeprowadzić test rakiety balistycznej, ale jest o wiele za duża w przypadku przeprowadzenia testu sztucznej satelity - mówi.
Jego zdaniem wystrzelona rakieta, może dolecieć aż do Alaski. - Dlatego inne mocarstwa z Azji Wschodniej boją się - wyjaśnia. Levi podkreśla jednak, że poprzednie "strzały" się nie udały i nic nie wskazuje na to, że ten się uda.
Rozmawiali Krzysztof Grzesiowski i Roman Czejarek.
(kk)
>>>Przeczytaj zapis rozmowy