- To jest chyba najbardziej prawdopodobny scenariusz - powiedział Biernat w audycji radiowej Jedynki "Z kraju i ze świata".
Jego opinia ma związek z aferą taśmową, jaka wybuchła w Platformie Obywatelskiej po wyborach szefa partii na Dolnym Śląsku. Do mediów wyciekły nagrania, z których wynika, że działacze PO przekupywali kolegów, by ci oddali głos na Jacka Protasiewicza. W sobotę zwyciężył on w wyborach, wygrywając z Grzegorzem Schetyną.
- Te działania, które podejmują działacze dolnośląscy, doprowadzą do tego, że rzeczywiście stracimy większość w parlamencie, a premier powiedział, że z rządem mniejszościowym nie będzie kończył tej kadencji - powiedział Andrzej Biernat. - Jeżeli stracimy większość, jeżeli nie potrafimy przeprowadzić ustawy budżetowej, to siłą rzeczy następuje rozwiązanie parlamentu i ogłoszenie nowych wyborów - dodał.
W środę o godzinie 17 zarząd PO zbierze się, by omówić aferę taśmową na Dolnym Śląsku i możliwość ewentualnego powtórzenia wyborów szefa partii w regionie. Andrzej Biernat uważa, że nie ma podstaw, by to głosowanie unieważnić.
- Mamy dwa nagrania, które tak naprawdę o niczym nie świadczą - powiedział. - Podejrzewam, że rozmów namawiających kolegów do głosowania za którąś kandydaturą było bez liku i z jednej i z drugiej strony - dodał. Podkreślił jednak, że jest różnica między sugerowaniem, a obiecywaniem korzyści.
Zdaniem Andrzeja Biernata wyciek taśm tuż po wyborach na Dolnym Śląsku to akcja przygotowana z premedytacją.
- Za tymi nagraniami stoją określone osoby i one przekazały te nagrania do dziennikarza "Newsweeka", a nie do zarządu partii. To wyreżyserowana w pełni historyjka - zaznaczył. - To potwierdza tezę, że ktoś przygotował akcję, bo był przekonany o tym, że możliwa jest przegrana. Gdyby wygrał kto inny, prawdopodobnie te taśmy nie ujrzałyby światła dziennego - dodał Biernat.
Rozmawiała Kamila Terpiał-Szubartowicz.
bk
>>>Zapis całej rozmowy