Warunkiem podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE jest przyjęcie przez ukraiński parlament trzech ustaw: reformującej wymiar sprawiedliwości, prawo wyborcze oraz umożliwiającej byłej premier Julii Tymoszenko wyjazd na leczenie za granicę. W środę po raz kolejny ukraińskim deputowanym nie udało się dojść do porozumienia w tych sprawach. Ich obrady obserwowali specjalni unijni wysłannicy Aleksander Kwaśniewski i Pat Cox. Poinformowali, że dają ukraińskim parlamentarzystom czas do 19 listopada, kiedy po raz kolejny zbierze się Rada Najwyższa Ukrainy.
Zdaniem Jacka Protasiewicza po tych wydarzeniach Ukraina nie jest ani dalej, ani też bliżej Unii Europejskiej. - Cześć polityków europejskich zaczęło wątpić, czy do porozumienia dojdzie. Nie straciliśmy jednak do końca wiary - powiedział wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Przyznał też, że liczono, iż sprawa zakończy się w mijającym tygodniu. - Niestety, do tego nie doszło. Tym nie mniej panowie Cox i Kwaśniewski wierzą, że to jeszcze się uda. Dlatego poprosili o przedłużenie misji - powiedział Protasiewicz.
Protasiewicz tłumaczył w radiowej Jedynce, że Ukraińcy prowadzą do końca bardzo ostrą grę. - Niektórzy twierdzą, że na krawędzi racjonalności i ryzyka politycznego. Mam nadzieję, że nie przelicytują - powiedział wiceszef Parlamentu Europejskiego.
Wiceszef PE zapewnił też, że UE zależy na Ukrainie, zarówno gospodarczo jak i geopolitycznie. - Zależy nam by związać Ukrainę z Zachodem, by nie stała się częścią odbudowywanego postsowieckiego imperium. Nie jest tak, że możemy siedzieć z założonymi rękoma, kręcić młynek palcami i czekać aż Ukraińcy spełnią nasze życzenia. Oni są bardzo mocno kuszeni przez Kreml - stwierdził Protasiewicz.
Rozmawiała Kamila Terpiał-Szubartowicz .
>>>Zapis całej rozmowy
"Sygnały dnia" na antenie Jedynki od poniedziałku do soboty między godz. 6.00 a 9.00. Zapraszamy!