- Jestem potwornym "tremiarzem" i pamiętam, że za każdym razem, gdy jechałem do Opola, to dwa tygodnie wcześniej otwierały mi się wszystkie wrzody na dwunastnicy. Byłem wrakiem człowieka. Kiedy natomiast Opole się kończyło, następnego dnia byłem już zdrowy - wspominał znany satyryk, piosenkarz, gitarzysta i kompozytor.
Opolska Pięćdziesiątka Radiowej Jedynki - posłuchaj wspomnień gwiazd >>>
Już całkiem serio Krzysztof Daukszewicz dodawał, że Festiwal w Opolu był dla niego wielkim, niezapomnianym przeżyciem. - Tam poznałem Irenę Santor, z którą później przemierzyłem pół świata. Tam zaprzyjaźniłem się z Sołtysem Kierdziołkiem, która to przyjaźń była momentami naprawdę fascynująca. Z rzeczy, które zapamiętałem najbardziej to dzień, w którym wygrałem Opole. Był rok 1987, śpiewałem "Pralnię" i "To jest mój kraj", a także mówiłem monolog "Muzykoterapia". Po koncercie przyszedłem do hotelu Opole i postanowiłem, że odreaguję cały ten trud. Poszedłem do baru i zamówiłem dużego drinka. Obok mnie stał Boguś Łazuka. Popatrzył na tego "fikołka", którego zamówiłem i powiedział "Synu, pamiętaj tylko, żeby kac nigdy nie wyprzedził klina" - relacjonował gość "Muzycznej Jedynki".
Opole 2013 - festiwalowe relacje Jedynki >>>
Rozmawiała Iza Żukowska.
pg