Energia odnawialna, o której tak dużo się mówi, a która mogłaby w pewnym stopniu poprawić bilans energetyczny, wciąż napotyka na ogromne problemy zwłaszcza legislacyjno-mentalnościowe, a także finansowe. Jak wykorzystuje się energię wiatru czy słońca w krajach sąsiedzkich, mieli okazję dowiedzieć się dziennikarze biorący udział w studyjnym wyjeździe na pogranicze: Niemiec, Czech i Polski. Janusz Maćkowiak:
Pytanie chyba podstawowe: który z tych krajów najbardziej zainteresowany jest energią odnawialną, gdzie się na ten temat dużo mówi, a gdzie widać konkretne efekty?
Kai-Olaf Lang, pracownik naukowy Fundacji Nauka i Polityka w Berlinie: - Niemcy są najbardziej zaawansowani. W Niemczech i też w nowej strategii energetycznej, która była prezentowana w nowych założeniach, wychodzi się z tego, że Niemcy mają takie przywództwo technologiczne, jeżeli chodzi o takie technologie. Do roku 2050 aż osiemdziesiąt procent prądu, konsumpcji prądu w Niemczech ma być właśnie z odnawialnych źródeł energii.
Na dowód, że Niemcy bardzo poważnie traktują temat, krótka wizyta w fabryce, która produkuje takie słoneczne panele. Fürstenwalde niedaleko polskiej granicy.
- Jesteśmy w fabryce fotoelementów potrzebnych do wszelkich urządzeń elektronicznych, przede wszystkim na przykład do baterii słonecznych. Warunki są jak w szpitalu.
Dlaczego w Polsce i w Czechach tak opornie ta sprawa wychodzi? Można postawić wiatrak, można umieścić baterię słoneczną, ale co dalej?
Kai-Olaf Lang: - Myślę, że to jest związane priorytetami politycznymi, bo w Niemczech już od pewnego czasu sprawa takiej zielonej transformacji energetycznej i w ogóle kwestia ochrony środowiska była bardzo wysoko na agendzie politycznej. Był taki konsensus między głównymi siłami i dlatego były programy na rzecz subwencjonowania tak zwanej energii zielonej. To się zaczęło o wiele później w Polsce i w Czechach, natomiast to teraz ruszy. Moim zdaniem oprócz działań rządów bardzo ważne będzie to, co się dzieje w samorządach na szczeblu lokalnym.
Na Śląsku Opolskim nowe domy powstają jak grzyby po deszczu, ale do rzadkości należą dachy, na których można zobaczyć takie baterie słoneczne.
Jan Kus, starosta oleski: - Dwie gminy chciały już wprowadzić te wiatraki tak zwane, które po trasie widzimy za granicą, natomiast jest opór mieszkańców, którzy nie są do końca poinformowani o tym, jaki to skutek przynosi.
Kompleks basenów w Kudowie Zdroju. Tu na dachu, a także na ścianach są panele skupiające energię słoneczną. Czy to się opłaca?
Jacek Król, prezes aquaparku: - Jeżeli jest dobry miesiąc, to nawet jesteśmy w stanie z tych kolektorów uzyskać pięćdziesiąt procent potrzebnej energii cieplnej, oczywiście.
A ile to kosztowało, bo to zapewne droga inwestycja.
Jacek Król: - W dziewięćdziesięciu pięciu procentach było sfinansowane z funduszy jeszcze wtedy przedunijnych, także to właściwie było, oczywiście, miasto Kudowa było inwestorem.
Ale jaka kwota, to trudno powiedzieć?
Jacek Król: - To około trzech milionów. To nie tylko były kolektory, ale były też pompy ciepła.
Da jakieś oszczędności, gdyby trzeba było palić koksem albo gazem tylko?
Jacek Król: - Oczywiście, jest taka tablica specjalnie zamontowana w holu basenu, gdzie są pokazane wyniki. Tam jest podane, ile ton węgla by się spaliło czy nie spaliło się dzięki tym źródłom ciepła, czyli kolektorom i pompom ciepła.
Kudowa to uzdrowisko, prawda?
Jacek Król: - Oczywiście, tu musimy myśleć o ekologii. To jest psychologiczne też działanie.
24-09-2010 06:23 3'12