Muzeum Jazzu mieści się w pokoju 229. Mały gabinet, trochę instrumentów, zdjęcia, plakaty... – To właśnie w "imce" - warszawskiej, łódzkiej, krakowskiej - zaczął się jazz po wojnie – powiedział opiekun muzeum Andrzej Rumianowski. – Ci wszyscy artyści, którzy mają dziś 70-80 lat, zaczynali grać tutaj. Tu była wolność, amerykański dryg i muzyka – dodał.
Po pierwszych latach powojennych YMCA została zawłaszczona przez władze komunistyczne. – Przez jakiś czas było cicho, zarówno z "imką", jak i z jazzem. Działalność tego miejsca odrodziła się w latach 50. – opowiadał Andrzej Rumianowski.
Pomysł na muzeum wziął się z fascynacji fotografią. – Uwielbiam robić zdjęcia muzykom – wyznał prezes Ogniska Miłośników Jazzu. – Ich twarze wyrażają najwięcej emocji. W latach 2005-2007 chodziłem do kluby Tygmont i tam fotografowałem artystów grających jazz. Pewnego razu stały bywalec klubu Jarek Śmietana podarował mi płytę "A Story of Polish Jazz", gdzie w rytmie rapu opowiedział historię polskiego jazzu – wspominał.
Po kilkukrotnym odsłuchaniu Andrzej Rumianowski wypisał wymienione przez muzyka nazwiska. – Było ich 76. 20 osób z listy miałem na zdjęciach, 10 artystów już nie żyło. Zostało mi więc tylko 46 jazzmanów. Podjąłem więc decyzję, by sfotografować tych muzyków – opowiadał.
Co było potem? O tym w "Kwadransie bez muzyki" przygotowanym przez Barbarę Schabowską.
mc/bch