Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Czwórka
Marek Dziadukiewicz 12.10.2010

Znowu o mnie zaśpiewają (wideo)

Reprezentacyjny bramkarz opowiada o sytuacji w Fiorentinie, wspomnieniach z Glasgow, kłopotach z dziennikarzami i odporności psychicznej.
skan - Przegląd Sportowyskan - Przegląd Sportowy

Na łamach wtorkowego Przeglądu Sportowego umieszczony został bardzo ciekawy wywiad z Arturem Borucem, w którym bramkarz reprezentacji Polski i włoskiej Fiorentiny opowiada o swojej sytuacji w nowym klubie oraz o niedalekiej przeszłości, w której częściej gościł na łamach prasy plotkarskiej niż sportowej, oraz o planach na przyszłość.

"PRZEGLĄD SPORTOWY: Podczas EURO 2008 Leo Beenhakker, by podkreślić pana postawę, powiedział, że w bramce jest pan jak zwierzak. Znów czuje pan tego zwierzaka? Dwie interwencje w meczu z USA były w tamtym starym, dobrym stylu.
ARTUR BORUC: Jestem człowiekiem, a nie zwierzakiem. A co do meczu z USA, to cały czas jeszcze czegoś nam brakuje. Zremisowaliśmy, więc do końca zadowoleni być nie możemy.

PS: Po przejściu do Fiorentiny po raz pierwszy od bardzo dawna siedzi pan na ławce.
AB: I jest mi z tym źle. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócę do gry.


PS: A decydując się na transfer do Włoch, miał pan gwarancję, że zostanie numerem jeden?
AB: W wielkich klubach nikt ci nie powie: „przyjdź do nas, będziesz bronił". Z drugiej strony oficjalnie mówiłem, że chcę grać w pierwszym składzie, ale historia z Sebastianem Freyem potoczyła się tak, a nie inaczej."

My po przeczytaniu całego wywiadu (dostępnego we wtorkowym Przeglądzie Sportowym) mamy przeczucie, że to nie koniec kłopotów Artura. Być może uporał on się już z problemami pozaboiskowymi, jednak nadal sprawia on wrażenie tykającej bomby zegarowej, czekającej tylko na właściwy moment do eksplozji.

Panie Arturze czas skupić się na pracy i skończyć z rozpamiętywaniem przeszłości. Wszak do piłkarskich mistrzostw Europy pozostały niespełna dwa lata. Proszę sobie wyobrazić jakże pięknym ukoronowaniem udanej kariery byłby udział w wielkim turnieju rozgrywanym na polskiej ziemi.

Marek Dziadukiewicz