W hali Staples Center w Los Angeles w najlepsze trwa 60. weekend gwiazd zawodowej ligi koszykarskiej NBA. W piątek rozegrany został mecz debiutantów z drugoroczniakami (wygrany przez tych pierwszych 148;140), sobota była tradycyjnie dniem konkursowym, w którym największe indywidualności ligi rywalizowały między sobą w kilku arcyciekawych konkurencjach.
Zabawa rozpoczęła się od pojedynku "rzucających gwiazd". Nieoczekiwanymi zwycięzcami okazał się Team Atlanta w składzie Al Horford, Coco Miller i Steve Smith, który w finałowej rozgrywce pokonał ubiegłorocznych zwycięzców - ekipę Teksasu (Dirk Nowitzki, Kenny Smith i Roneeka Hodges). Po zmaganiach zespołowych przyszedł czas na "konkurs umiejętności", w którym zawodnicy mieli do pokonania swoisty tor przeszkód. Na jego trasie bezkonkurencyjny okazał się zawodnik Golden State Warriors Stephen Curry, który nie miał sobie równych zarówno w rundzie eliminacyjnej, jak i finałowej.
Jako trzeci na starcie stanęli zawodnicy rywalizujący w konkursie rzutów za trzy punkty. Nieoczekiwanym zwycięzcą okazał się James Jones z Miami Heat, który w rundzie finałowej pokonał zeszłorocznego triumfatora Paula Pierce'a i rekordzistę ligi NBA w rzutach za trzy punkty Raya Allena (obaj Boston Celtics).
Jako ostatni rozegrany został najatrakcyjniejszy dla widzów konkurs wsadów. Tutaj w przeciwieństwie do poprzednich konkursów obyło się bez niespodzianki. Zwyciężył tegoroczny debiutant Blake Griffin z Los Angeles Clippers, który w decydującej rundzie włożył piłkę do kosza oburącz, po przeskoczeniu samochodu, a towarzyszył temu śpiew chóru gospel.
"Przed finałową serią organizatorzy powiedzieli, że w niej nie obowiązują żadne konkretne reguły. Pomyślałem więc, dlaczego nie miałbym przeskoczyć samochodu? Jedyne, czego się bałem, to tego, że mogę zahaczyć nogami o auto, jeśli źle obliczę odległość. Na szczęście wszystko wyszło dobrze" - powiedział koszykarz Clippers, któremu zwycięstwo przyznali internauci głosujący na oficjalnej stronie NBA.
Nam jednak najbardziej zaimponował jego finałowy rywal Javale McGee, który popisał się takim oto zagraniem:
Marek Dziadukiewicz