Krym można uważać za ziemie historycznie, cywilizacyjnie i obyczajowo związane z Rosją. Jednak ruchy prorosyjskie są obecne także w innych rejonach Krymu, głównie na wschodzie i północy kraju. Były doradca Putina powiedział, że zajęcie Krymu to wariant najmniej zadowalający, a najlepszym rozwiązaniem byłoby zajęcie całej Ukrainy.
- Nie sądzę, żeby chodziło wyłącznie o Krym. To jest najmniejsza stawka, którą Rosja chciałaby wygrać. Musimy zdać sobie sprawę z tego, jaka jest rzeczywista stawka w tej grze. Na obecnym etapie konfliktu sam problem Ukrainy ma charakter wtórny. Podstawowy spór polityczny, to pytanie o to, jaką rolę Rosji w Europie zaakceptujemy i dokąd będą sięgały jej polityczne granice – powiedział Sławomir Popowski, wieloletni korespondent polskich mediów w Rosji.
- Rosjanie uważają, że w tej chwili świat jest jednobiegunowy i Ameryka dyktuje swoje prawa. Rosja czuje się zagrożona w swojej tożsamości i widzi siebie jako obrońcę. Władza uważa, że przechowuje te wartości, które zachód już utracił – powiedział Anatol Arciuch, dziennikarz specjalizujący się w problematyce międzynarodowej.
Obawy krajów bałtyckich
Ludność rosyjska na Ukrainie, pod wpływem propagandy rosyjskich mediów, w ciągu ostatnich tygodni żyła w poczuciu zagrożenia. Czy Putin może wykorzystać fikcyjne poczucie zagrożenia również wśród mniejszości rosyjskiej również na Litwie, Łotwie i Estonii?
- Jest to działanie na osłabienie tych krajów w Unii Europejskiej i to się Rosji powiodło. Uderza to w gospodarkę Litwy, nawet kultura cierpi. To taki papierek lakmusowy, który pozwala przejrzeć, jakie są naciski Moskwy - powiedział Romuald Mieczkowski, polski publicysta i dziennikarz z Wilna, redaktorem magazynu Znad Willi.
- To sytuacja całkowicie inna, bo Rosjanie na Krymie żyli w innych warunkach niż Rosjanie w Rosji. Krym w porównaniu z wielkimi ośrodkami był po prostu biedny, zacofany cywilizacyjnie, zadłużony. Natomiast ci ludzie w krajach bałtyckich są w Europie – podkreślał Anatol Arciuch.
PR24 / Anna Mikolajewska