W Polsce z oficjalną wizytą przebywa prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves. Estoński przywódca mówi o niewystarczających działaniach Zachodu w sprawie Krymu. Podkreśla też, że niebezpieczeństwo ze strony Rosji jest poważne.
Aneksja czy okupacja?
Granice powojennej Europy zaczęły zmieniać się dopiero na początku lat 90. Pieriestrojka zapoczątkowana przez Michaiła Gorbaczowa doprowadziła do upadku ZSRR. 6 września 1991 roku Moskwa uznała niepodległość Litwy, Łotwy i Estonii.
- Aneksja, a w zasadzie okupacja Krymu, jest dobrym przyczynkiem do rozważań nad sytuacją Bałtów. Od ponownego uzyskania niepodległości przez Litwę, Łotwę i Estonię, historycy spierają się, czym było włączenie tych terytoriów do ZSRR. Bałtowie twierdzą, że byłą to okupacja. I dobrze by było posługiwać się tym terminem także w kontekście Krymu – powiedziała w PR24 dr Monika Michaliszyn z Uniwersytetu Warszawskiego.
Rozpad Związku Radzieckiego dokonał się w latach 1988-1991.
Bezpieczeństwo zależy od Zachodu
Litwa, Łotwa i Estonia – jako byłe republiki ZSRR – mogą być kolejnym celem terytorialnym Moskwy. Jednak zdecydowane działania Zachodu powinny zapewnić krajom bałtyckim bezpieczeństwo.
- To w dużym stopniu zależy od tego, w jakim stopniu struktury zachodnie – NATO i Unia Europejska – postarają się wzmocnić Bałtów. Zwiększona obecność sił militarnych w krajach bałtyckich i Polsce w zdecydowany sposób powinna odstraszyć Wladimira Putina – dodał Gość PR24.
PR24/MP