Trwający od ponad 150 lat konflikt izraelsko-palestyński nie przestaje dzielić wspólnoty międzynarodowej. Rezolucja Rady Bezpieczeństwa numer 171, która dokonała podziału Palestyny na dwa państwa i miała wprowadzić pokój miedzy tymi dwoma narodami została zaakceptowana jedynie przez Żydów.
– Żeby dotrzeć do korzeni tego konfliktu, trzeba by sięgnąć 150 lat wstecz. Pod koniec XIX wieku nastąpiła masowa emigracja Żydów na terytoria palestyńskie, które w tamtym czasie znajdowały się pod panowaniem brytyjskim. Wraz z tym jak wzrastała liczba Żydów na tym terenie, rozpoczęły się tarcia między tymi dwoma narodami. Po drugiej wojnie światowej ONZ podjęła decyzję o podziale obszaru na dwie części: żydowską i arabską. Ten pomysł był jednak skazany na porażkę, bowiem te terytoria zostały podzielone w szachownicę i życie codzienne w takich warunkach nie miało szans się toczyć – powiedział w Polskim Radiu 24 Andrzej Guzowski, specjalista ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Warszawskiego.
Europa w sprawie Palestyny
30 października 2014 Szwecja uznała państwowość Palestyny, w listopadzie tego roku hiszpański parlament przyjął uchwałę, która symbolicznie uznaje istnienie państwa palestyńskiego, 28 listopada nad podobną uchwałą debatował parlament francuski. Tę samą kwestię podjął w tym tygodniu również Parlament Europejski. Zdaniem części posłów Unia musi przejąć inicjatywę w sprawie osiągnięcia pokojowego rozwiązania konfliktu między Izraelem a Palestyńczykami: powinny powstać dwa oddzielne państwa, które wzajemnie się uznają.
– Jedynie Szwecja de facto uznała istnienie państwa palestyńskiego. W przypadku Hiszpanii, Irlandii i Wielkiej Brytanii mówimy o uchwałach parlamentów wzywających rządy tych krajów do uznania niepodległości palestyńskiej pod warunkiem, że Izrael i Palestyna porozumieją się ostatecznie co do procesu pokojowego. W Parlamencie Europejskim sprawa jest natomiast niezwykle kontrowersyjna, bowiem jedynie frakcja lewicowa jest solidarna z Palestyną, zaś Europejska Partia Ludowa jest w tym względzie podzielona – tłumaczył gość PR24.
PR24/Dominika Dziurosz-Serafinowicz