Wampir przez siedem lat terroryzował społeczeństwo Zagłębia Dąbrowskiego. Działał od listopada 1964 do marca 1970. Zabił 14 kobiet i usiłował zabójstwa kolejnych 6. Ofiary miały od 16 do 57 lat.
Sposób postępowania sprawcy był zawsze taki sam: szedł za upatrzoną ofiarą, podbiegał do niej z tyłu, a następnie uderzał w lewą część głowy ciężkim tępym przedmiotem. Gdy ofiara upadła bił ją wielokrotnie, powodując zgon.
– Wszystko zaczęło się od morderstwa kobiety w 1964 roku, która wracała z pracy. Podejrzenia padły na jej męża. Zamknięto go w areszcie, choć nie było na jego winę żadnych dowodów. Po pół roku zwolniono go, gdyż dobrowolnie nie przyznał się do zbrodni. Kolejne ofiary pokazywały, że jest to robota tej samej osoby – podkreślił Przemysław Semczuk.
Jedną z ofiar Wampira była bratanica Edwarda Gierka. Dlatego śledczy zobligowani byli do znalezienia sprawcy za wszelką cenę. W Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Katowicach powołano w 1965 roku specjalną grupę o nazwie "Anna" w celu złapania przestępcy.
6 stycznia 1972 w Dąbrowie Górniczej, aresztowano jednego z podejrzanych – Zdzisława Marchwickiego. Pasował on najlepiej do stworzonego portretu psychologicznego mordercy. Pokazowy proces Marchwickiego elektryzował całą ówczesną Polskę. W lipcu 1975 roku skazano go na śmierć przez powieszenie. Szybko pojawiły się jednak pogłoski, że uśmiercono niewłaściwego człowieka.
– Proces Marchwickiego zorganizowano w Sali widowiskowej domu kultury. Rozdawano specjalne wejściówki na każdy dzień rozpatrywania sprawy. Codziennie 550 osób zasiadało na widowni i z napięciem śledziło każdy moment rozprawy. Również dziennikarze mieli po raz pierwszy w historii PRL-u możliwość nagrywania procesu własnymi magnetofonami – powiedział autor książki „Wampir z Zagłębia”.
Z Przemysławem Semczukiem rozmawiał Henryk Szrubarz.
Polskie Radio 24/db