Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Jakub Wacławski 08.07.2013

Wołyń pamiętamy

70 lat temu ukraińscy nacjonaliści dokonali eksterminacji ludności polskiej zamieszkującej Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej, które znalazły się pod okupacją sowiecką i niemiecką. Do pojedynczych napadów oraz rzezi na masową skalę doszło w kilku tysiącach miejscowości. Zginęło tam, według różnych szacunków, ok. 100 tys. osób.
Pomnik ofiar OUN UPA we WrocławiuPomnik ofiar OUN UPA we Wrocławiuwikipedia.com
Galeria Posłuchaj
  • 08.07 Marcin Majewski o zbrodni Wołyńskiej

Korzystając z zachowanych relacji świadków, w książce odnotowano wydarzenia w 500 miejscowościach (na terenie województw: wołyńskiego, poleskiego, tarnopolskiego, lwowskiego, stanisławowskiego, rzeszowskiego i lubelskiego), w których z rąk OUN-UPA poniosło śmierć blisko 20 tysięcy Polaków. W tym tygodniu w Polsce będziemy obchodzić główne uroczystości rocznicowe, między innymi z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Wydarzenia na Wołyniu to tragiczna historia, która nadal dzieli oba narody i pozstaje źródłem napięć po obu stronach granicy. Ale w dzisiejszej audycji będzie mowa nie o tych, którzy odgrywali rolę katów w 43', a o tych którzy ratowali i pomagali Polakom. A to za sprawą publikacji IPN Kresowa księga sprawiedliwych 1939-1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA Romualda Niedzielko. Część polskich mieszkańców tamtych ziem otrzymała bowiem pomoc humanitarną ze strony ukraińskich sąsiadów, zazwyczaj członków rodzin mieszanych, krewnych lub przyjaciół, czasem nieznajomych, kierujących się chrześcijańską miłością bliźniego, w sporadycznych przypadkach - także ze strony katów.

Marcin
Marcin Majewski, IPN foto: PR24/JW

Zachowani we wdzięcznej pamięci ocalonych Ukraińcy - główni bohaterowie tej książki (ponad 1300 osób, niestety częstokroć anonimowych) zasłużyli na zaszczytne miano „sprawiedliwych” i na publiczne uhonorowanie, ponieważ z narażeniem życia przeciwstawiali się czynnie ludobójstwu. Nieliczni ostrzegali przed napadem, udzielali schronienia, wskazywali drogi ucieczki. Inni zaopatrywali w żywność i ubranie, przewozili w bezpieczne miejsce, do lekarza czy szpitala.

Zdarzało się, że Ukraińcy przyjmowali pod swoją opiekę sieroty po zamordowanych, odmawiali wykonania rozkazu zabicia członka własnej rodziny - np. żony lub męża - narodowości polskiej. Dzięki aktom solidarności i miłosierdzia ocalały zarówno pojedyncze osoby, jak i całe wsie (łącznie ponad 2,5 tysiąca osób). Kilkuset Ukraińców wykonawcy „akcji antypolskiej” ukarali śmiercią, uważając udzielanie pomocy „Lachom” za zdradę ukraińskich ideałów narodowych. Trudno mówić o skali takich aktów pomocy, jednak każdy tego typu gest warty jest odnotowania.

Nadal mimo wszystko pozostaje pytanie: Jak to możliwe, że doszło to tak straszliwej zbrodni? Kresy Wschodnie były swoistem tyglem kulturowym, gdzie przez wiele lat różne etnosy mieszały się ze sobą i żyły w symbiozie.

- Niezwykle trudno odpowiedzieć na pytanie jak to się stało i dlaczego ta zbrodnia miała tak okrutny przebieg, skąd tyle nienawiści. Tu czynników mogło być wiele. Takim katalizatorem była wojna, ta deprawacja, która nastąpiła podczas działań wojennych, bezkarność. Być może ta obserwacja, jak Niemcy obchodzą się z Żydami, kwestia holocaustu mogła być pewną "zachętą" do takich działań i bezkarności. Oczywiście historycy ukraińscy wielokrotnie podkreślają, że Polska przedwojenna prześladowała Ukraińców, oni tam nie byli obywatelami pierwszej kategorii, byli ograniczani w swoich prawach. Jednak nie można tej brutalności tłumaczyć tym niezadowoleniem społecznym. Niewątpliwie czynnikiem, który pchnął do tych czynów młodych działaczy OUN, między innymi Stepana Banderę, była pewna ideologia i nienawiść do Państwa Polskiego - mówił w PR24 Marcin Majewski z Archiwum IPN.

PR24

tagi: