Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Piotr Kowalczyk 30.05.2011

Niepokorne Myslovitz

"Nieważne jak wysoko jesteśmy..." to longplay grupy prezentującej poziom międzynarodowy.
MyslovitzMyslovitzfot. Jacek Poremba

To na naszym rynku bez wątpienia największa premiera tej wiosny. Ktoś powie, że Myslovitz nie muszą już niczego udowadniać. Nieprawda! Dopóki nagrywają nową muzykę, muszą. Marka zobowiązuje, tym bardziej. Jaskrawy przykład - proszę zwrócić uwagę, jak chłodno świat przyjął nowe Radiohead. Nie pomogły niezliczone punkty za poprzednie dokonania. Promujący ósmy album mysłowickiego kwintetu singiel "Ukryte" imponował realizacją, ale nieco rozczarowywał ubogimi kompozycyjnie, opartymi na dwóch monotonnie powtarzanych akordach, zwrotkami. Jak zatem prezentuje się całość?

Myslovitz pozbyli się nadmiaru egzaltowanej ckliwości, która niejednokrotnie okazywała się piętą achillesową formacji. Wokalista Artur Rojek kradnie show. Jest w życiowej formie. Jednak nie technika jest tu najistotniejsza. Lider zespołu buduje wstrząsającą kreację. Bez nachalnej dosłowności opowiada historię człowieka, który w obliczu pogmatwanego nowoczesnego świata ociera się o furię, o szaleństwo. Jednocześnie bogactwo wewnętrznych doznań i siła przemyśleń stawiają go wysoko ponad rzeczywistością kultury tabloidów, wyposażają w nadludzką siłę, unieśmiertelniają.

/

Muzycznie zespół nawiązuje kilkukrotnie do płyty "Z Rozmyślań Przy Śniadaniu". Tak jest choćby w agresywnym gitarowym ataku refrenu ”Skazy”. A "21 Gram" kończy się finałem przypominającym "Myszy i Ludzi". Przy czym, co należy uznać za sukces, grupa uniknęła łatwego pójścia w sprawdzone szablony. Oczywiście, że ci, dla których Rojek z kolegami nie stanowili nigdy atrakcji, nie padną na kolana i tym razem. Jednak koncept "Nieważne jak wysoko jesteśmy..." jawi się zaskakująco świeżym. Każda kompozycja zaaranżowana jest z odpowiednią inwencją, grupa umyka zarzutom o odcinanie kuponów od wypracowanego stylu. Nie znajdziemy tutaj "Chciałbym Umrzeć z Miłości II", na szczęście. Mamy do czynienia z zespołem ambitnym, czego najlepszym wyrazem jest centralny punkt materiału – "Ofiary Zapaści Teatru Telewizji". To Myslovitz niepokorne, tak bardzo odległe od anten komercyjnych radiowych molochów. Więcej – chciałoby się powiedzieć, że takie realia solennie kontestujące. Choć czysto kompozytorsko nie są to wcale najbardziej skomplikowane i wysublimowane numery na Ziemi. Co nie musi być wielkim zarzutem.

Warto także przyjrzeć się temu, jak materiał brzmi na tle nielicznej konkurencji. Niemal dokładnie rok temu ten sam producent, Marcin Bors, zrealizował drugi album poznańskich Much. Na papierze mocno analogiczny w stosunku do propozycji grupy Artura Rojka – bo próbujący melodyjną gitarową alternatywę ubrać w szaty nowoczesnej, efektownej realizacji, bo zaśpiewany po polsku. Oba wydawnictwa dzieli jednak dystans, na korzyść zespołu ze Śląska. Począwszy od pracy sekcji rytmicznej, przez kunsztowność gitarowych faktur, po interpretacje liryczno-wokalne – propozycja Myslovitz na wszystkich tych odcinkach prezentuje się dojrzalej, po prostu lepiej. Zresztą wspomniane "Ofiary Zapaści..." to spacer po linie, na który w obecnej chwili może w tym kraju pozwolić sobie chyba tylko piątka z Mysłowic.

Bez wykalkulowanego grania pod zespoły hołubione przez modne portale, ale także bez niezgrabnego infantylizmu, który w przypadku równie emocjonalnych wypowiedzi, przykleja się do polskich piosenek niejako z automatu. Naszej rock’n’rollowej scenie niezwykle daleko nawet do standardów małej Szwecji. Tym donioślej brzmi następująca konkluzja: "Nieważne jak wysoko jesteśmy..." to longplay grupy prezentującej poziom międzynarodowy. A że nie żyjemy w czasach pionierskich arcydzieł - cóż, te nie ukazują się dzisiaj nawet w ojczyznach muzyki rozrywkowej, Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Tym bardziej tak solidny album Myslovitz uznać należy za duże krajowe wydarzenie.

Marcin R. Nowicki