Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Petar Petrovic 01.06.2012

Jazzowi wyjadacze trzymają się mocno

Chociaż jazzowa młodzież w coraz większym stopniu wpływa na krajową scenę muzyki improwizowanej, to na razie "starzy, jazzowi wyjadacze" mają się dobrze. Ich nazwiska wciąż przyciągają tłumu spragnionych ciekawych dźwięków, a kolejne albumy przez nich wydawane ciężko określić mianem odgrzewanych kotletów.
Krzysztof KomedaKrzysztof Komeda materiały promocyjne

Piotr Baron to postać doskonale znana w świadku jazzowym, muzyk, którego twórczość naznaczona jest od pewnego momentu potrzebą ewangelizacji. Głębokie nawrócenie, które przeżył w życiu osobistym wpłynęło też na jego muzyczne poszukiwania, stąd na kolejnych krążkach odczuwalne jest ukierunkowanie się saksofonisty w kierunku sacrum. I właśnie takim podejście, a także podobieństwem w obsłudze saxu, zbliża się Baron do Johna Coltrane’a.

Krzysztof
Krzysztof Herdzin

Tak jest i na jego krążku „Kaddish”, na którym lider pozostawia dużo miejsca na odkrywanie swoich wrażliwych stron kolegom z zespołu. Najlepszy użytek robią z tego perkusista Łukasz Żyta (brawo za wprowadzające do albumu solo) i syn Piotra - Adam Milwiw Baron, świetnie realizujący się na trąbce. A to, co zespół robi z ograną „Barką” to prawdziwa maestria. Piotr Baron w swoim podejściu do młodzieży przypomina mi Zbigniewa Namysłowskiego, który w takim odmłodzonym zespole potrafi wciąż zaskakiwać. Tak samo w przypadku jego współpracy z zespołem młodych gniewnych Wierba & Schmidt Quintet. „The Mole People” to połączenie klasycznego jazzu z lat 60. i współczesnych ekspedycji w kierunku wolnej improwizacji. Płyta nie przełomowa, ale miła dla wyrobionego ucha.

Saksofon tenorowy Barona odnalazłem też na krążku sygnowanym przez Krzysztofa Herdzina, który po raz kolejny postanowił pobawić się większymi formami muzycznymi. Ten doświadczony, realizujący się na różnych płaszczyznach muzycznych pianista zaprosił do współpracy także Gregoire’a Mareta, Marka Napiórkowskiego, Roberta Kubiszyna i Cezarego Konrada, a wszystkich ich wsparła Sinfonia Viva Orchestra. Czym jest jego „Looking for Balance”? Najprościej powiedzieć, że jest to kontynuacja stylistyki, która została uwieczniona na "Symphonicum" z 2010 roku. Kompozycje na solistów, kwartet jazzowy i orkiestrę przykuwają uwagę, neoklasycystyczna muzyka i dbałość o szczegóły, wartkie improwizacje i wielkie indywidua. Jest to krążek, który na pewno docenią miłośnicy symfoniki poszukujący nowych muzycznych doświadczeń, ale też ci, którym tęskno do jazzu granego na solistę i orkiestrę.

/

Artur Dutkiewicz
Do klasyki odwołuje się też Artur Dutkiewicz, który przyzwyczaił nas już do tego, że Chopin w jego wykonaniu, był ognistym improwizatorem. Po sukcesie ostatniej płyty, na której oddawał hołd twórczości Niemena, obecnie ten uznany pianista przedstawia autorskie spojrzenie na „Mazurki”, których wielkimi twórcami byli obok Chopina, także Karol Szymanowski i Roman Maciejewski. Jazzujące mazurki w wykonaniu Dutkiewicza to muzyka żywa, oddająca słowiańskość tych utworów, ulotność, rzewność i inspiracje muzyką ludową.

W zupełnie innym kierunku podąża Leszek Kułakowski, w jego muzyce przebrzmiewa poszukiwanie nowych środków wyrazu. Zapewne z tego powodu w recenzjach dotyczących jego kolejnych płyt spotykamy się z określeniem „wizjoner”. Czy jest to trafne zdefiniowanie jego twórczości? Nie wiem, a jedno jest pewne, pianista ten dysponuje wielką wyobraźnią, niebagatelną techniką i pomysłowością. Na jego „Cantabile In G-minor” usłyszymy też jednego z najlepszych obecnie trębaczy na świecie - Eddiego Hendersona, co w połączeniu ze stylistyką zaproponowaną przeze Kułakowskiego otwiera słuchacza na nowe doznania i nie pozostawia go obojętnym. Ważna płyta – zarówno w twórczości pianisty, jak i w katalogu rodzimych płyt jazzowych.

/


O wiele bardziej stonowany jest krążek naszego najlepszego puzonisty Grzegorza Nagórskiego. Krótkie nagranie dostarcza jednak wiele radości obcowania z nieśpiesznym jazzem, w bardzo dobrym wykonaniu. Wyrafinowane solówki, przewidywalne interakcje, melodyjność, czasami nazbyt rzucająca się schematyczność. Wciągające partie rozgrywa na „Over and over” pianista Paweł Tomaszewski, który przy Nagórskim pokazuje swoje duże umiejętności i zdolność przejmowania pierwszej pałeczki po liderze.
Na zakończenie, gdy już mowa o tuzach, warto wspomnieć o pięknej reedycji nagrań naszego największego z gigantów Krzysztofa Komedy, zarejestrowanych na koncertach jego zespołów na festiwalach Jazz Jamboree w latach 1961 - 1967. W pięknie wydanym, trzypłytowym digi packu znajdziemy najbardziej znane kompozycje pianisty, a grubą książeczkę okraszają liczne zdjęcia. Cieszy wysoka jakość remasteringu i dobry dobór materiału. Na wydawnictwie „Krzysztof Komeda Live at The Jazz Jamboree Festival 1961 - 1967" znaleźć można także materiały dotychczas niepublikowane: „My Ballad" w Trio z JJ 61, „Alea" w Kwintecie z JJ 63, także jedyną koncertową wersję ostatniej wielkiej kompozycji Komedy „Nighttime Daytime Requiem" z JJ 67. Tym numerem Komeda żegnał się z polską publicznością przed wyjazdem do USA, z których już nigdy nie wrócił.
Mieczysław Burski