Nagrodzona szczotą audycji "Offensywa" za najlepszy album roku, produkcja powstawała w ciężkim dla zespołu momencie. Zmęczenie po intensywnej trasie w Ameryce Południowej, zawirowania w życiu osobistym, brak skończonego materiału i dyscypliny w studiu. Nie było lekko.
- Po intensywnych latach pracy przyszedł moment, w którym byliśmy na poważnym zakręcie, a wiele spraw wymagało naprawy: i w naszych relacjach, i w naszej muzyce - mówi Wojtek Mazolewski. Album "Monster of Jazz" miał podsumować ten okres intensywności. - "Monster" był w nas od zawsze. Potrzebny był czas, w którym po prostu miał się objawić - tak lider Pink Freud wspomina pracę nad albumem.
"Historia pewnej płyty" ma także swój kanał na moje.polskieradio.pl - słuchaj kiedy chcesz
Czołowa polska jazzowa grupa zdołała okiełznać demony, wydając znakomitą płytę. - To była droga przez mękę - mówi rozmówca Anny Gacek i tłumaczy, że "Monster of Jazz" jest odwołaniem do popkulturowego znaku rozpoznawczego, jakim były koncerty Monsters of Rock.
- Mieliśmy trzy gotowe utwory i wiele pomysłów. Czując, że to dla nas zły czas, dwoiłem się i troiłem, żeby wpompować jakiś optymizm w zespół - wspomina Mazolewski moment, gdy Pink Freud przekroczyli progi studia. Opowiada jak zainspirowała go muzyka Anthony'eego Braxtona, który dawał swoim muzykom partytury, by ci grali z nich, jednocześnie improwizując. - Kopie partytur przyniosłem na sesję nagraniową, pokazałem kolegom i zaczęliśmy grać te graficzne kompozycje. Byli zaskoczeni taką koncepcją muzykowania, ale nie pierwszy raz rzucaliśmy się w absolutną improwizację - podkreśla Wojtek Mazolewski.
Posłuchaj historii innych albumów muzycznych >>>
Posłuchaj całej opowieści o blaskach i cieniach życia w undergroundzie, o trudnych, przełomowych dla grupy czasach i o wszystkich potworach, które czaiły się, gdy Pink Freud pracował nad albumem "Monster of Jazz".