Każdemu może zdarzyć się niespodziewany przypływ gotówki. Jeśli postanowisz zainwestować środki, które pojawiły się nieoczekiwanie w twojej domowej kasie, zastanów się najpierw, czy nie masz do spłacenia jakichś kredytów albo pożyczek.
Załóżmy, że spłacasz kredyt na mieszkanie. To najtańszy z kredytów, jakie są dostępne na rynku. Oprocentowanie wynosi obecnie od 6 do 9%. Spłacając wcześniej część zobowiązania unikasz płacenia odsetek od danej kwoty. Jeśli spłacisz 10.000 zł przy oprocentowaniu kredytu na poziomie 7,5%, zaoszczędzisz 750 zł w skali roku.
W przypadku pożyczki konsumpcyjnej z oprocentowaniem rzędu 15% oszczędzasz już 1.500 zł. Karty kredytowe są zwykle oprocentowane powyżej 20% - tutaj oszczędność wynosi 2.000 zł rocznie. Jeszcze wyższe oprocentowanie mają pożyczki pozabankowe, tzw. chwilówki.
Oszczędności wynikające z wcześniejszego spłacenia pożyczek warto zestawić z korzyściami, które dałaby inwestycja w lokatę. Dlaczego w lokatę, a nie w coś (potencjalnie) bardziej zyskownego? Spłacając wcześniej kredyt mamy gwarancję zwrotu z inwestycji (czyli niższych odsetek). Taką, jak w przypadku inwestycji daje tylko lokata.
Ile więc moglibyśmy zarobić na ulokowaniu w banku przykładowych 10.000 zł? Przy obecnym oprocentowaniu lokat - maksymalnie 450 zł w skali roku (bierzemy pod uwagę podatek od zysków kapitałowych), czyli o 300 zł mniej niż w przypadku wcześniejszej spłaty kredytu hipotecznego.
Chociaż liczby i procenty mogą się zmieniać wraz z sytuacją rynkową, zasada, że najlepszą inwestycją jest spłata kredytu pozostaje stała. W końcu banki zarabiają na różnicy między oprocentowaniem lokat, a wysokością odsetek kredytu. Lokata musi być tańsza od kredytu, żeby bank mógł zarobić.