Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Piotr Grabka 11.09.2013

W branży śmieciowej krajobraz jak po bitwie

To nieuniknione skojarzenie, które przychodzi na myśl wielu przedsiębiorcom, którzy do tej pory wzięli udział w gminnych przetargach na odbiór i zagospodarowanie odpadów komunalnych.
Sortownia odpadów BYŚ w WarszawieSortownia odpadów BYŚ w WarszawieAnna Mielech/PR

Po tej bitwie straty liczą zarówno przegrani, jak i zwycięzcy. Przygotowanie dokumentacji do udziału w przetargach i przejście wszystkich związanych z tym procedur pochłonęło sporo pieniędzy i czasu, co szczególnie odczuły mniejsze firmy nie dysponujące tak licznym personelem, jak ich więksi konkurenci.
Konkurencja też nie była równa: z jednej strony do przetargu stawały przedsiębiorstwa należące w całości bądź częściowo do samorządów, z drugiej - firmy prywatne, też startujące ze skrajnie różnych pozycji. Bo o ile więksi przegraną w jednym regionie mogą sobie zrekompensować wygraną w innym, to dla małych firm wynik przetargu we własnej gminie oznacza najczęściej być albo nie być.
I choć za wcześnie jeszcze na podliczenie całkowitej liczby "poległych", bowiem nie wszystkie przetargi zostały jeszcze rozstrzygnięte (a zdarzają się gminy, gdzie ich dotąd nawet nie ogłoszono), to już dziś przedstawiciele Polskiej Izby Gospodarki Odpadami alarmują, że sytuacja firm  działających do tej pory w śmieciowej branży stała się bardzo dramatyczna. W sytuacji, gdy bardzo często jedynym kryterium wyboru stosowanym przez gminy była, jak to określa Marek Pływaczyk z firmy Remondis, "najniższa cena za wszelką cenę", szans na wygranie nie miały przedsiębiorstwa, których nie stać jest na dopłacanie do tego biznesu.

Poprzednie audycje z cyklu "Czysta gmina" znajdziesz tutaj >>>
Ich nieuniknionych strat, bo nie da się wywozić śmieci prawie za darmo, nie pokryje w przyszłości podatnik, bo do tego zapewne sprowadzi się wsparcie finansowe z budżetu tych gmin, które postawiły na własne spółki komunalne, nie bacząc na to, że zaoferowane przez nie najniższe ceny (a zdarzało się i po 2-3 zł od mieszkańca) nie są w stanie pokryć nawet kosztów własnych odbioru i zagospodarowania odpadów przez te zakłady.
Mało tego, wśród oferentów dumpingowych cen w gminnych przetargach nie zabrakło "spadochroniarzy" z branży budowlanej. Przykładem jest konsorcjum z udziałem Budimex-u, które w Poznaniu zaoferowało czterokrotnie niższą cenę niż pozostali oferenci, w tym firmy obsługujące to miasto od wielu lat, które niemałe pieniądze w system zagospodarowania odpadów zainwestowały. Ciekawe, czy władze stolicy Wielkopolski wezmą pod uwagę fakt, że ten "bezkonkurencyjny"  oferent nie ma żadnego doświadczenia w śmieciowej branży, za to niestety ma je w budowie autostrad. Czy teraz zechce położyć kolejną branżę, bo jego udziałowców stać na dopłacenie do tego interesu? - zastanawia się Dariusz Matlak, prezes Polskiej izby Gospodarki Odpadami.
A generalne pytanie, jakie należy już w tym momencie postawić powinno brzmieć: czy nasz kraj stać na zmarnowanie cennego sprzętu i nowoczesnych instalacji do segregacji, utylizacji czy przetwarzania odpadów, na które w minionych latach wielu przedsiębiorców w Polsce wydało dziesiątki milionów złotych (choćby przykład firmy "Byś" z Warszawy ) po to, by teraz, po przegraniu gminnych przetargów zamknąć je na kłódkę, a pracowników wysłać na bezrobocie?
Czy za jakiś czas, gdy podliczymy nieprzewidziane przez ustawodawców efekty śmieciowej rewolucji, znów przyjdzie nam stwierdzić - mądry Polak po szkodzie?

Zachęcamy do słuchania naszych audycji oraz pisania do nas na adres: czystagmina@polskieradio.pl.

Hanna Lichocka