Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Jarosław Krawędkowski 24.02.2014

Ustawa śmieciowa: zamiast obowiązku segregacji, będzie podwyżka opłat

Posłowie PO zaproponowali wprowadzenie obowiązku segregacji śmieci. Jednak minister środowiska Maciej Grabowski w wywiadzie dla portalusamorządowego.pl chce pozostawienia samorządom możliwości wyboru w tej sprawie. W zamian mają wzrosnąć opłaty za niesegregowane śmieci.
Według ekspertów, tylko podniesienie opłat wymusi segregowanie śmieci.Według ekspertów, tylko podniesienie opłat wymusi segregowanie śmieci. Glow Images/East News

Minister przyznał, że jest zwolennikiem wolnego rynku, eksperci zaś twierdzą, że nie jest to największy problem w gospodarce odpadami.

PO zaproponowało obowiązkowe segregowanie smieci

Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że w noweli ustawy o gospodarce odpadami pojawi się zapis o obowiązku segregacji śmieci. Zapowiadał to poseł Tadeusz Arkit, szef podkomisji ds. ustawy śmieciowej, lobbowali za tym jego koledzy z PO, którzy złożyli projekt zmian w ustawie, proponując wysoką karę za niesegregowanie śmieci.

- Ustawa o odpadach segregację traktuje jako obowiązek, więc trzeba ten wymóg potwierdzić w ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach - uważa Arkit.

Jego zdaniem bez takiej zmiany nie osiągniemy poziomu odzyskiwania odpadów, jaki narzuca nam Unia.

Zamiast obowiązkowej segregacji, będzie podwyżka opłat

Według ostatnich informacji w sprawie odpadów segregowanych nastąpi jednak inna zmiana: nowelizacja ma wprowadzić stawkę podstawową od segregowanych odpadów, podwyższona będzie dla tych niesegregowanych. Dotychczas podstawowa stawka ustalona była dla niesegregowanych, a obniżało się ją dla odpadów segregowanych.

Trudno powiedzieć, na ile zaważyła tu opinia ministra środowiska Macieja Grabowskiego, który w wywiadzie dla Portalusamorządowego.pl  wypowiadał się za pozostawieniem w tej sprawie możliwości wyboru.

Minister opowiada się za rozwiązaniami rynkowymi

- Jestem raczej zwolennikiem rozwiązań rynkowych. Uważam, że jeżeli ktoś potrafi liczyć, to będzie segregował. Poza tym mamy instalacje, które są przygotowane do przyjmowania właśnie niesegregowanego odpadu komunalnego - bardzo nowoczesne - i nie widzę powodu, żeby nakładać obowiązek segregowania śmieci - mówił minister.

Posłowie PO, którzy proponowali obowiązek segregacji, podkreślali, że różnice w opłatach między zbiórką selektywną a nieselektywną są zbyt niskie, by zachęcić mieszkańców do sortowania odpadów. A tylko ta pierwsza pozwoli osiągnąć wymagane unijnymi przepisami poziomy recyklingu.

- Takich zmian domagały się samorządy - uważa także Edward Trojanowski, przedstawiciel Związku Gmin Wiejskich RP i członek zespołu ds. analizy wdrażania ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach przy ministrze środowiska. - Gminy odpowiadają za poziom segregacji odpadów. Dlatego bogatszy mieszkaniec, którego stać na niesortowanie śmieci, nie może samorządowi utrudniać realizacji tego zadania - dodaje.

Ciemne strony segregacji

Nie wszyscy są jednak gotowi na segregację. Protestują choćby ogrody działkowe. "Wprowadzenie obowiązku segregacji odpadów na ogrodach jest nierealne i zamiar ten spowoduje tylko niepotrzebne koszty" - piszą wrocławscy działkowcy w apelu do tamtejszej rady miasta.

Za mało realne i niepotrzebne wprowadzenie obowiązkowej segregacji uważa także dr Marek Goleń ze Szkoły Głównej Handlowej, autor książki „Racjonalizacja gospodarki odpadami komunalnymi w Polsce w świetle zmian ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach".

Bałagan w budynkach wielorodzinnych

- Żeby do takiej zmiany doprowadzić, trzeba przede wszystkim rozwiązać problem w budynkach wielorodzinnych, bo tam trudno zweryfikować, którzy mieszkańcy segregują, a którzy nie - mówi dr Goleń. - Ta odpowiedzialność zbiorowa to jest podstawowy kłopot. Jeżeli on zostanie rozwiązany, to dopiero wtedy można wprowadzać obowiązek.
Jak podkreśla, w tej chwili obowiązek ciąży na właścicielu nieruchomości i trzeba powiedzieć, że w takiej sytuacji żadna spółdzielnia czy wspólnota w zabudowie wielorodzinnej nie zdoła wypełnić wymogu segregacji odpadów.
- Jestem bardzo sceptyczny wobe takiego pomysłu, także dlatego, że do jego wprowadzenia w życie trzeba by najpierw stworzyć infrastrukturę do zbierania odpadów, np. tak, jak zrobili to w Nakle nad Notecią. Tam zresztą mają plany wprowadzenia narzędzia informatycznego, żeby m.in. weryfikować, którzy właściciele lokali segregują, a którzy nie. Jeżeli wprowadzono by wysokie kary, to nawet system planowany w Nakle można by oszukać - tłumaczy naukowiec.
Gminy chcą segregować
- Naszym zdaniem segregacja śmieci powinna być obowiązkiem - mówi Leszek Świtalski, wójt gminy Stare Bogaczowice, członek Zarządu Związku Gmin Wiejskich oraz uczestnik zespołu ds. nowelizacji ustawy, powołanego przez ministra środowiska. - Bo teraz, nie oszukujmy się, jest fikcja. Jedni udają, że segregują, a ten, którego stać, mówi - ja płacę, to niech sobie sami sortują - dodaje Świtalski.
Według wójta powinności obywatelskiej nie da się przeliczyć na pieniądze, zatem segregacja powinna być standardem.
- Oczywiście trzeba założyć, że od samego wprowadzenia zapisu w ustawie problem nie zniknie - podkreśla Świtalski. - W tym wypadku przyzwyczajenie ludzkie jest nieodzowne. Od razu się to nie zmieni.

Segregację można wymusić tylko wysokimi opłatami

Doktor Goleń jest zwolennikiem innego rozwiązania. - Wprowadźmy duże różnice w opłatach za odbiór śmieci posegregowanych i zmieszanych. Gdyby opłata za mieszanie odpadów wynosiła np. 40 zł miesięcznie od osoby, to spokojnie wystarczy, żeby tych, których nie stać na takie wydatki, po prostu zmobilizować do segregowania. Jednak warunkiem wprowadzenia takich rozwiązań jest nie tylko weryfikowanie, kto segreguje, ale jak segreguje - dodaje.
Jak mówi, wielu z nas robi to sporadycznie, w niewielkim zakresie. Przepisy nie precyzują jednak, za co konkretnie należy się niższa opłata. To w opinii naukowca należałoby zmienić.
Zdaniem dr Golenia ten pomysł nie zawiera także elementu presji na mieszkańców, jaką niesie ze sobą wysoka kara za niesegregowanie śmieci, a mógłby zadziałać na zasadzie pozytywnej mobilizacji. - Ja bym w ogóle nie nazywał tego karą, tylko podwyższoną opłatą - mówi naukowiec.
- Przy takiej opłacie przy mieszaniu zostałoby najwyżej pięć procent mieszkańców - ocenia. - Wszystko oczywiście zależy od miejsca w kraju i ogólnej zamożności, ale generalnie niesegregujący stanowiliby śladowe ilości. Oczywiście, wtedy rośnie znaczenie kosztów stałych, ale wysoka opłata gwarantuje, że to mogłoby się opłacać i nie byłoby oderwane od rachunku ekonomicznego.
Ten pomysł wymagałby jednak zmiany w ustawie. W tej chwili tak wysoka opłata byłaby zapewne zakwestionowana przez Regionalne Izby Obrachunkowe.
- Oczywiście, byłbym w stanie jej bronić, ale można to uprościć, zmieniając przepisy i ułatwić życie gminom, dając wybór mieszkańcom. Kto chce, segreguje, kto nie chce, płaci dużo i wszyscy są zadowoleni. Po co nam nakazy i kary administracyjne? - pyta retorycznie Goleń.

Jego zdaniem najważniejszą rzeczą, którą trzeba by zmienić w tej ustawie, to danie gminom możliwości weryfikowania poszczególnych lokali, a nie właścicieli całych nieruchomości. W tym drugim wypadku jest niemożliwe, żeby sto procent ludzi segregowało odpady. - Zawsze będą tacy, którzy wyrzucą śmieci mieszane i tym samym zniszczą wysiłek większości - zauważa Goleń.
Ustawa sobie, a życie sobie
- Rzeczywiście jest kłopot - zgadza się wójt Świtalski. Jego zdaniem wynika on z tego, że jednym aktem prawnym chciano rozwiązać problem zagospodarowania odpadów w ośrodkach metropolitalnych i w małych wioskach. Takie podejście jest z góry skazane na niepowodzenie. Bo czym innym jest zorganizowanie systemu w zwartym osiedlu, gdzie mieszka kilkanaście tysięcy ludzi, a czym innym jeżdżenie po śmieci od gospodarstwa do gospodarstwa.
- W takiej gminie jak moja, niektórzy mieszkańcy mają dalej do PSZOK-a, niż do tzw. RIPOK-a (Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych - red.) - wyjaśnia wójt
Jak mówi, jeżeli gminy mają odpowiadać za realizację poziomu odzysku, to powinno się im zostawić pewną swobodę. - A jeżeli chcemy wszystko centralnie regulować, to musimy od razu na poziomie ustawodawczym dostrzec te różnice i je zapisać. Bo inaczej przepis będzie martwy, a śmieci będą leżały po rowach i w polach - dodaje.
Właśnie nieprzystawanie prawa do rzeczywistości powoduje, że jak mówi dr Goleń, samorządy próbują różnych nieskutecznych rozwiązań.
- Nakłada się na ten problem protezy - mówi naukowiec. - Miasto stołeczne Warszawa np. uznaje, że frakcja jest posegregowana wtedy, gdy minimum 60 procent odpadów w pojemniku jest posegregowanych. Jeżeli jednak w pojemniku jest, powiedzmy 35 procent śmieci innych niż zastrzeżone dla danej frakcji, to z punktu widzenia technologii przetwarzania odpadów one są nadal zmieszane i trzeba je sortować drugi raz w sortowniach, co daje znacznie niższe efekty w postaci recyklingu.
A według niego sens takiej segregacji w domach jest wątpliwy. Można udawać, że to są posegregowane odpady i pozwolić ludziom płacić mniej, ale to jest tworzenie fikcji prawnej. To nie rozwiązuje ani problemu kosztów, ani efektywności ekologicznej.
Zdaniem Świtalskiego przed wprowadzeniem nowej ustawy zabrakło programów pilotażowych, dlatego mamy to, co mamy.
- Rozjechała się mniemanologia naukowo-adminstracyjna z praktyką i to kompletnie - dodaje. - Odkładanie zmian jest działaniem złym. Mamy jakąś grupę zwolenników ustawy, mieszkańców, którzy się do niej przekonali, i nie możemy ich stracić. Dlatego trzeba działać szybko. Nie chcielibyśmy, żeby śmieci towarzyszyły nam w kampanii wyborczej do samorządu.

Piotr Toborek

Portalsamorządowy.pl

/