Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Filip Kołodziej 30.10.2015

Będzie skok na banki?

PiS - ustami typowanego na szefa "super-resortu" gospodarczego Pawła Szałamachy - deklaruje, że za pomocą banku BKO BP będzie regulował ceny usług bankowych. Ma być taniej, ale czy bezpieczniej?

W normalnych warunkach, sytuacji, kiedy największy gracz na rynku wywiera wpływ na innych, aby obniżyli ceny, należy z entuzjazmem przyklasnąć. W tym przypadku jednak zapala się czerwona lampka i pojawiają się wątpliwości, które można strawestować polskim przysłowiem: „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”.

PKO BP – na straży cen

Paweł Szałamacha, komentując dla TVN 24 Biznes i Świat ostrzeżenia bankowców, że koszty wprowadzenia podatku bankowego, będą przerzucone na klientów, powiedział, że wyobraża sobie sytuację, w której prezes banku PKO BP, złoży oświadczenie publiczne, zapraszające klientów konkurencji, gdyby ta próbowałyby podwyższyć swoje opłaty. W ten sposób de facto Skarb Państwa – będący większościowym udziałowcem PKO BP – mógłby zaszachować branżę.

Czytaj więcej
Paweł Szałamacha 1200 pap arch.jpg
Podatek bankowy obciąży klientów?

W kogo uderzy podatek bankowy?

Takim działaniem jednak, PiS może strzelić sobie w kolano. Partia wprowadzając bowiem podatek bankowy, chce „uderzyć” zwłaszcza w te instytucje, które zamiast płacić podatki w Polsce, wyprowadzają zyski zagranicę, do spółek-matek. Na razie jeszcze nie wiemy jeszcze, jaka będzie finalna konstrukcja takiego podatku, więc załóżmy tę najbardziej „radykalną” wersji, czyli podatek od aktywów. I co się wtedy okazuje? Banki podnoszą opłaty, ich klienci przenoszą swoje oszczędności do „polskiego” PKO BP, któremu rośnie stopa depozytów. Ostatecznie więc, podatek uderzy nie w zagraniczne korporacje, a bezpośrednio w polski kapitał. I nie chodzi tu tylko o PKO BP, ale także o PZU, które pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, zapewne będzie jeszcze bardziej aktywne jeśli chodzi o przejmowanie kolejnych banków. Ubezpieczyciel może mieć o tyle ułatwione zadanie, że zagraniczne banki, tracąc klientów, będą bardziej skłonne do wyjścia z Polski.

Rynek ograbiony po raz drugi

Jednak nie to w tym wszystkim jest najgroźniejsze. Znacznie większe niebezpieczeństwo kryje się w tym, że minister in spe, deklaruje publicznie wykorzystywanie spółek giełdowych do realizacji partykularnych interesów swojego zaplecza politycznego. A to rodzi obawy o podstawy gospodarki rynkowej w Polsce. Próby ręcznego sterowania gospodarką już w swojej historii przerabialiśmy i nie wyszło to nikomu na dobre. Poza tym, zarówno PKO BP jak i PZU nie są wyłączą własnością Skarbu Państwa. Są to spółki giełdowe, które mają tysiące akcjonariuszy. Oczywiście nikt ich nie musi słuchać, bo SP ma pakiet większościowy i może harcować do woli. PO swego czas zrobiła skok na OFE, czy PiS powtórzy ten wyczyn z bankami? Miejmy nadzieje, że się opamięta.

Kto zapłaci? Inżynier Mamoń się kłania

Próby ręcznego sterowana przez przyszły polski rząd sektorem bankowym w Polsce – bo tak można interpretować słowa posła Szałamachy – powinny niepokoić nie tylko akcjonariuszy (którymi nieświadomie jest większość z nas poprzez OFE), ale także wszystkich trzymających swoje oszczędności w bankach. Jarosław Kaczyński zapowiadał w kampanii wyborczej, że PiS wyasygnuje 1 bln 400 mld złotych na inwestycje. Skąd? Nie chce nawet straszyć tym, że może się pojawić pomysł przejęcia (?) nacjonalizacji (?) części naszych pieniędzy i zostawienie nam np. równowartości 100 tys. euro (tyle dziś daje Bankowy Fundusz Gwarancyjny w przypadku ogłoszenia przez bank czy SKOK niewypłacalności). Bardziej prawdopodobne jest to, że banki, w których Skarb Państwa ma większościowy pakiet akcji, będą „zachęcane” do kredytował drogich, spektakularnych, ale mało racjonalnych inwestycji. Kto spłaci miliardowe kredyty np. na ratowanie nierentownych kopalni? Pan, Pani, My… społeczeństwo. Banki, ratując swoją płynność finansową, po prostu znacząco podniosą ceny swoich usług.

Błażej Prośniewski