Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Michał Dydliński 29.05.2019

Prezydent i prezes PiS liczą na "szczęśliwe rozwiązanie" w sprawie stada krów z Deszczna

Prezydent ma nadzieję, że nie trzeba będzie zabijać stada dzikich krów, które od wielu lat żyją na wolności w okolicach Deszczna w Lubuskiem. Andrzej Duda napisał na Twitterze, że minister rolnictwa i główny lekarz weterynarii przekazali mu informację, że szukają "szczęśliwego rozwiązania w tej sprawie". Wcześniej o los stada krów upomniał się prezes PiS Jarosław Kaczyński. 
Posłuchaj
  • Jarosław Kaczyński: dla mnie jest oczywiste, że zwierzęta należy ocalić (IAR)
Czytaj także

"Minister Krzysztof Ardanowski oraz Główny Lek. Weterynarii Bogdan Konopka zapewnili mnie, że szukają szczęśliwego rozwiązania dla stada z Deszczna. Jestem pewien, że je znajdą, mimo, że przepisy UE nakazują zabić te zwierzęta. Polak potrafi! Trzymamy kciuki za stado z Deszczna" - napisał prezydent Andrzej Duda.

Interwencja prezesa PiS

Wcześniej o los stada krów upomniał się prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Jak poinformowano na facebookowej grupie "Ratujemy Krowy z Deszczna", szef partii rządzącej dwukrotnie interweniował w tej sprawie u ministra rolnictwa. "Ostateczna decyzja nie leży jednak w kompetencjach posła na Sejm RP" - zastrzegł szef biura Jarosława Kaczyńskiego w odpowiedzi na zapytanie, skierowane przez jedną z członkiń grupy.

W maju Jarosław Kaczyński mówił w TVP INFO, że interwencję podjął, bo dla niego oczywiste jest, że zwierzęta należy ocalić.

- To jest kwestia humanitarna, ale to też kwestia dotrzymywania słowa i relacji rządu, naszej formacji politycznej, z tą częścią społeczeństwa, która jest wrażliwa, kocha zwierzęta, która w tego rodzaju sprawy się angażuje. Ja bym bardzo chciał, żeby tacy ludzie wiedzieli, że my tę wrażliwość także podzielamy, że też jesteśmy ludźmi wrażliwymi - podkreślił prezes PiS.

Jarosław Kaczyński dodał, że chociaż polityka ma opinię - jak ujął - "strasznej dziedziny", to wśród polityków jest wielu przyjaciół zwierząt i to przyjaciół czynnych. 

Krowy na wolności

Chodzi o liczące 170-180 sztuk dzikie stado bydła, które od wielu lat żyje na wolności w woj. lubuskim, wypasając się na polach rolników. Są to zwierzęta niezarejestrowane, nie mają właściciela i nie są pod opieką weterynaryjną.

Pod koniec października zeszłego roku powiatowy lekarz weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim wydał decyzję, "na mocy której właściciel zwierząt został zobowiązany do zabicia 170 sztuk bydła". W poniedziałek główny lekarz weterynarii poinformował, że "nie ma merytorycznych przesłanek do zmiany decyzji powiatowego lekarza weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim".

- Za taką oceną sytuacji przemawiają względy natury prawnej, jak również potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zwierząt hodowlanych przed zagrożeniami, których źródło może stanowić przedmiotowe stado bydła - czytamy w komunikacie Głównego Inspektoratu Weterynarii. GIW powołuje się tu między innymi na względy zdrowotne.

- W swym stanowisku Rada Sanitarno-Epizootyczna uznała, że nie można wykluczyć zagrożenia dla zdrowia publicznego, jakie wiąże się z utrzymywaniem przy życiu tak licznego stada zwierząt nieobjętego dotychczas kontrolą lekarsko-weterynaryjną, oraz że wydana w sprawie decyzja powiatowego lekarza weterynarii (...) była w pełni uzasadniona - pisze GIW.

Aktywiści chcą bronić zwierząt

Tymczasem do Deszczna zjeżdżają aktywiści i obrońcy zwierząt. Jak informowała "Gazeta Lubuska", w niedzielę, czyli jeszcze przed decyzją głównego lektarza weterynarii, na polu zgromadziło się około 20 osób. Aktywiści podkreślają, że zwierzęta zostaną skazane na okrutną śmierć, jeśli stado zacznie być likwidowane. Zapewniają przy tym, że ich protest ma charakter pokojowy.

Naczelna Redakcja Gospodarcza, md