Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Michał Dydliński 11.07.2020

Dziennikarz: branża muzyczno-koncertowa została postawiona pod ścianą, ale sobie poradzi

Muzycy i organizatorzy koncertów zostali postawieni przez pandemię koronawirusa i wynikające z niej obostrzenia w bardzo trudniej sytuacji. Nie mam jednak wątpliwości, że branża sobie poradzi i koncerty ruszą z pełną parą, a już teraz widać ogromne zainteresowanie nimi. Organizatorzy będą zapewne musieli trochę improwizować, by wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, a przede wszystkim: bezpiecznie - mówi portalowi PolskieRadio24.pl dziennikarz muzyczny Michał Koch.

Ten rok przewrócił kalendarze muzyków do góry nogami. Dotyczyło to największych gwiazd światowej muzyki, jak Celine Dion, Kings of Leon, System of a Down czy Pearl Jam, ale też rodzimych potentatów rynku muzycznego, jak Dawid Podsiadło, Pezet czy Artur Rojek. Lato to zazwyczaj czas "żniw" dla muzyków, a jednak szybko stało się jasne, że tegoroczny sezon festiwalowy będzie inny niż dotychczasowe. Na szczęście wiele z planowanych wydarzeń udało się przełożyć na przyszły rok.

Nie zapominajmy jednak, że branża muzyczna to nie tylko wielkie sceny i największe światowe gwiazdy, ale też tysiące osób, które pracują przy organizacji i promocji koncertów. Dla nich lockdown związany z pandemią oznaczał duże kłopoty. Dziennikarz muzyczny Michał Koch ma jednak nadzieję, że po tym, gdy organizacja dużych wydarzeń na nowo stanie się możliwa, branża muzyczna szybko stanie na nogi i zacznie odrabiać tegoroczne straty.

Jak branża muzyczno-koncertowa zareagowała na pandemię koronawirusa i lockdown?

Michał Koch: W pierwszych dniach to wszystko było wielką niewiadomą, zarówno dla naszej branży, jak i dla wielu innych, jak turystyka czy inne usługi. Na początku nie było właściwie wiadomo, jak do tego podejść, bo mieliśmy do czynienia z sytuacją bezprecedensową w historii branży muzycznej i całego świata. Takiej sytuacji, że wszyscy się zamykamy w domach i nie możemy z nich wychodzić, nie możemy w sposób swobodny spędzać czasu wolnego, nie było. Każdy próbował znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Później pojawiły się przepisy prawne, regulujące m.in. kwestię zwrotu biletów za odwołane koncerty, ale też określające zasady ewentualnej organizacji koncertów. Nie było wyjścia, zespoły musiały się dostosować.

PAP Igor Herbut 1200.jpg
Igor Herbut o płycie "Chrust": to jak drzwi to innego świata


Ogromna część kapel, ogłaszających swoje koncerty w Europie, pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. W momencie, kiedy loty zostały zawieszone, to stało się jasne, że niezależnie od obostrzeń epidemicznych, wiele tras koncertowych nie odbędzie się. Trzeba pamiętać, że organizacja tras, nawet tych mniejszych, to jest potężne wyzwanie logistyczne, a samo planowanie zaczyna się dużo, dużo wcześniej. Bez pewności, że trasy mogą się odbyć, to żaden zespół nie chciał podjąć tego ryzyka. Teraz zaczynają powoli ruszać koncerty polskich wykonawców - właśnie dlatego, że ta logistyka jest nieporównywalnie łatwiejsza.

W dobie koronawirusa duża część życia przeniosła się do internetu. Podobnie było z koncertami. Wielu artystów, chcąc wybrnąć jakoś z tej trudnej sytuacji, organizowało swoje koncerty online, transmitując je przez sieć. Dużym echem odbił się koncert "One World: Together at Home" zorganizowany przez Lady Gagę i WHO, podczas którego zebrano 35 milionów dolarów na walkę z koronawirusem. Tego typu wydarzenia były tylko ciekawostką czasu pandemii, a może jest to jakiś sposób na funkcjonowanie muzyków w tych zwariowanych czasach?

Jeśli chodzi o koncert "One World", ale też o inne tego typu wydarzenia, to podchodziłem do nich może nie sceptycznie, ale z lekkim ukłuciem bólu, że to jednak nie odbywało się na żywo. Wiadomo, występy musiały być nagrane, bo przez sieć nie da się tego dobrze zsynchronizować. Ja uwielbiam koncerty, które dzieją się na żywo, w hali, cały ten klimat wokół nich, a tutaj była tego tylko namiastka. Wiele z tych koncertów służyło zbieraniu środków na walkę z COVID i to było bardzo fajne - ale jednak, nie były to "prawdziwe" koncerty. Mimo to znalazło się kilka perełek. Jedną z nich był raper Post Malone grający utwory Nirvany. Myślę, że to wykonanie przejdzie do historii.

Moim zdaniem tego typu wydarzenia były znakiem czasów, znakiem lockdownu. Ludzie czekają na "prawdziwe" koncerty, czas koncertów online powoli się kończy. To był trik dobry na dany moment, próba utrzymania zainteresowania odbiorców w trudnym momencie. Samo to, że bilety na letnie koncerty w Polsce sprzedają się bardzo dobrze świadczy o tym, że ludzie są spragnieni występów na żywo, chcą wrócić do klubów, hal koncertowych i na festiwale.

Z koncertami jest tak, że najważniejsza jest improwizacja. Branża sobie poradzi, ale najważniejsze jest, by dać jej po prostu trochę przestrzeni i żeby ograniczenia były adekwatne do poziomu zagrożenia.

Tegoroczne lato w Polsce miało być wyjątkowo obfite w koncerty polskich, ale zwłaszcza zagranicznych gwiazd. Co dzieje się z tymi koncertami, jak w tej sytuacji reagują organizatorzy?

To prawda, w lato mieliśmy mieć bardzo dużo interesujących wydarzeń. Polska stała się bardzo ważnym krajem na koncertowej mapie Europy i zespoły raczej nas nie omijają. Większość tych wydarzeń jest przekładana na późniejsze daty. Organizatorzy są jednak dość ostrożni, bo przecież pandemia trwa, obostrzenia pozostają w mocy. Nowe daty koncertów są ogłaszane, ale każdy ma z tyłu głowy, że sytuacja nie jest do końca klarowna. W tym jest cały problem - przenosimy koncerty, ale nie mamy stuprocentowej pewności, że one się odbędą. Branża została postawiona pod ścianą przez pandemię, i nie chodzi tu jedynie o organizatorów, ale też o podwykonawców, takich jak dźwiękowcy czy oświetleniowcy. To ludzie, którzy bez koncertów po prostu nie zarabiają.

>>> Czytaj więcej: #zostańwdomu - propozycje Polskiego Radia <<<

Większość wydarzeń udaje się skutecznie przełożyć na przyszły rok, część jednak jest odwoływana bez podania nowej daty. Tak na przykład było z koncertem Carlosa Santany, który poinformował, że nie jest w stanie przesunąć trasy na 2021 rok. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku System of a Down. Amerykański zespół miał u nas zagrać w czerwcu, i choć będzie w Europie w przyszłym roku, to będzie miał mniejsze okienko do grania koncertów. W związku z tym tegoroczny krakowski koncert został odwołany, a nie przełożony na za rok. Tak więc zdarza się, że artyści nie są w stanie przełożyć występów, choć w dużej mierze wynika to też z tego, że już wcześniej mieli zapełniony kalendarz na kolejne lata. Z kolei niektórzy wykonawcy, którzy mieli zaplanowane koncerty na 2021 rok, już podjęli decyzję o przesunięciu ich jeszcze o jeden rok. Wiadomo - doszłoby do kumulacji, której żaden słuchacz nie byłby w stanie "przetrawić".

Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku koncertów klubowych. Jeśli chodzi o przyszły rok, to raczej jest dość pewne, że się one odbędą z uwagi na mniejszą liczbę ograniczeń.

Lato z Radiem 2020_Powiśle_Januszewska_1200.jpg
"Od początku wiedziałam, o czym chcę pisać". "Lato z Radiem" na spacerze z sanah

Minister zdrowia Łukasz Szumowski poinformował, że w ciągu dwóch tygodni ma zapaść decyzja w sprawie imprez masowych. Jak zareagują organizatorzy na ewentualne ich odmrożenie?

Tutaj do głosu dojdzie improwizacja, ale nie improwizacja pełna, tylko raczej kreatywne podejście do organizowania tego typu wydarzeń. Skoro wiemy, że możemy wpuścić na halę określoną liczbę osób, to tak to będzie robione, oczywiście z zachowaniem rygorów sanitarnych, zasłanianiem twarzy czy sprawdzaniem temperatury. Najważniejsze jest, by było bezpiecznie na tyle, na ile pozwala sytuacja.

Wiem, że część organizatorów wymaga od uczestników złożenia oświadczeń dotyczących świadomości ryzyka wynikającego z udziału. To są obostrzenia, które oddziałują też psychologicznie. Chodzi o to, by ludzie może nie przestali się obawiać, ale jednak, by sprzedaż biletów zaczęła wracać do normalnych poziomów. Wiele wydarzeń już zostało wyprzedanych, więc wszystko wskazuje na to, że ludzie na to czekali.

Tegoroczne lato to też szansa dla rodzimych artystów, którzy są teraz w świetle jupiterów. Nie mają konkurencji z zagranicy, więc myślę, że będą mogli też częściowo nadrobić to, co stracili przez pandemię.

Co dla Ciebie, jako dziennikarza, fana muzyki i koncertów, oznaczało to całe zamieszanie, związane z pandemią? Nie było problemów ze zmianą planów czy odzyskaniem pieniędzy?

Uważam, że dobrze zrobiliśmy, że zostaliśmy w domach i dalej powinniśmy trzymać się rygorów sanitarnych. Jeśli chodzi o mnie, to dużo ze swoich planów musiałem zweryfikować. Miałem być na siedmiu koncertach zespołu Pearl Jam w tym roku, ale trasa została przełożona. Nie ma jeszcze dat na przyszły rok, ale można się spodziewać, że będzie to sezon wakacyjny, więc trzeba być przygotowanym, by na nowo to wszystko zorganizować.

Z tego też powodu musiałem poodwoływać wiele rzeczy. Jeśli chodzi o hotele, to ze zwrotem pieniędzy zazwyczaj nie było problemu. Jeśli chodzi o loty, to tutaj bywało różnie, było trochę kombinowania i wymiany korespondencji z przewoźnikami lotniczymi. W większości przypadków zaoferowano mi vouchery, co akurat mi pasuje, bo i tak je wykorzystam w przyszłości.

Ze zwrotem pieniędzy za odwołane koncerty tez nie ma problemu, są one realizowane automatycznie. W Europie są zresztą różne praktyki w tej kwestii. Wiem, że na przykład w Czechach automatycznie oferują nam voucher, natomiast w Polsce jest to tylko opcja i możemy domagać się zwrotu pieniędzy. Najważniejsze jest jednak, że te środki są i można je powtórnie wykorzystać.

Przyszły rok pod względem koncertowym na pewno będzie bogaty. Branża szybko stanie na nogi?

Jestem optymistą w tej kwestii. Jesteśmy teraz świadkami dużego lobbingu, zarówno w Polsce jak i na świecie. Przedstawiciele branży eventowej apelują o takie uregulowanie sytuacji, by ich firmy mogły znowu zacząć zarabiać. Jestem przekonany, że koncerty w przyszłym roku ruszą pełną parą. Myślę, że o lato 2021 możemy być spokojni. Przynajmniej ja jestem.

PolskieRadio24.pl, Michał Dydliński, md