Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Michał Bieńkowski 13.04.2022

Światowa Organizacja Handlu ostrzega przed kryzysem żywnościowym. Winne pandemia i wojna

Światowa Organizacja Handlu (WTO) obniżyła we wtorek swoją prognozę wzrostu światowego handlu w tym roku do 3 proc. z 4,7 proc. ze względu na skutki wojny rosyjsko-ukraińskiej i ostrzegła przed potencjalnym kryzysem żywnościowym spowodowanym rosnącymi cenami.

W raporcie organizacji nadzorującej światowy handel stwierdzono, że konflikt, który trwa już siódmy tydzień, zaszkodził światowej gospodarce w krytycznym momencie, ponieważ pandemia koronawirusa - a w szczególności blokady w Chinach - nadal wpływają na ożywienie gospodarcze.

- Gospodarcze reperkusje tego konfliktu wykraczają daleko poza granice Ukrainy - powiedziała Dyrektor Generalna WTO Ngozi Okonjo-Iweala na konferencji prasowej, na której zaprezentowano wyniki badań. - Obecnie jasne jest, że podwójne uderzenie pandemii i wojny zakłóciło łańcuchy dostaw, zwiększyło presję inflacyjną i obniżyło oczekiwania co do wzrostu produkcji i handlu.

Niepewność związana z konfliktem

Organ z siedzibą w Genewie prognozuje, że wzrost globalnego handlu w 2023 roku wyniesie 3,4 proc., zaznaczając, że zarówno szacunki na rok 2022, jak i 2023 są mniej pewne niż zwykle ze względu na niepewność związaną z konfliktem. Okonjo-Iweala ostrzegła również przed potencjalnym kryzysem żywnościowym spowodowanym zakłóceniami w eksporcie z Ukrainy i Rosji - głównych dostawców zbóż i innych towarów - który może najbardziej dotknąć kraje ubogie, w tym około 35 importerów z Afryki.

- Dlatego właśnie musimy działać i to działać zdecydowanie w kwestii żywności, aby uniknąć zamieszek na tle żywnościowym - powiedziała, wskazując na potrzebę bardziej przejrzystych systemów monitorowania i ewentualnego uwolnienia zapasów buforowych w celu obniżenia cen. Zaapelowała do krajów o dalsze zaangażowanie w wielostronny system handlowy, aby zapobiec ryzyku jego podziału na dwie sfery.

- Myślę, że jeśli do tego dojdzie, koszty dla gospodarki światowej będą dość znaczne - powiedziała. Główny ekonomista WTO Robert Koopman powiedział, że gospodarka światowa znajduje się w "niezwykle trudnej sytuacji", ale stwierdził, że handel jest nadal prężny, a ostrzeżenia o końcu globalizacji są bezpodstawne. - Jak dotąd nie ma żadnych dowodów na reshoring - powiedział.

Drobni przedsiębiorcy czują presję

Zyski restauracji Ma Honga specjalizującej się w pikantnych hotpotach spadły o około jedną piątą od czasu jej otwarcia w centrum Pekinu w zeszłym roku, z powodu cen produktów żywnościowych, które wzrosły o ponad 50 proc., oraz rosnących kosztów innych kluczowych składników.

- Sprzedajemy je po tej samej cenie, co wcześniej. Również z powodu pandemii wszyscy się ledwo trzymają. Tak samo jest w całym Pekinie, nie jesteśmy jedyną restauracją, która cierpi - mówi Ma.

Azjatyckie restauracje i uliczni kramarze, tacy jak Ma, stoją przed trudnym wyborem: przyjąć na siebie uderzenie wyższych kosztów lub przerzucić je na innych, ryzykując utratę lojalnych klientów. Rosnące ceny składników i materiałów, które zaczęły się od problemów z łańcuchem dostaw w czasie pandemii COVID-19, a obecnie są podsycane przez wojnę na Ukrainie, wywierają presję na firmy i konsumentów.

Tak drogo jeszcze nie było

Największą presję odczuwają gospodarstwa domowe w Azji, gdzie smaczne i niedrogie jedzenie uliczne jest integralną częścią społeczeństwa i gospodarki. Mohammad Ilyas, kucharz w sklepie z biryani w Karaczi, w Pakistanie, powiedział, że cena kilograma przyprawionej potrawy z ryżu, która wystarcza do wyżywienia trzech lub czterech osób, podwoiła się do 400 rupii pakistańskich (2,20 USD).

- Pracuję w tej kuchni od 15 lat - powiedział. - Obecnie ceny ryżu i przypraw wzrosły tak bardzo, że biedni ludzie nie mogą sobie pozwolić na ich jedzenie.

Niektóre firmy radzą sobie z presją na koszty, zmniejszając wielkość porcji. Na jednym z ulic Dżakarty sprzedawca Nasi goreng, Syahrul Zainullah, zmniejszył porcje tego charakterystycznego indonezyjskiego dania ze smażonego ryżu, zamiast podnosić ceny lub używać składników gorszej jakości.

Zwyczajny luksus

W Korei Południowej, gdzie inflacja konsumencka osiągnęła najwyższy od dekady poziom, Choi Sun-hwa, 67-letnia właścicielka sklepu z kimchi, dostaje tylko siedem główek kapusty za cenę, którą wcześniej płaciła za dziesięć. Pikantna, sfermentowana kapusta jest tradycyjnie podawana jako darmowy dodatek do innych dań w koreańskich restauracjach, ale nawet to stało się ekstrawagancją.

Seo Jae-eun, klient sklepu Choi'a, mówi, że kimchi powinno się teraz nazywać "keum-chi" (keum oznacza po koreańsku złoto).

- W dzisiejszych czasach nie mogę prosić restauracji o więcej kimchi, a robienie własnego w domu jest zbyt drogie ze względu na wysokie ceny warzyw... dlatego przyszłam tutaj, żeby je kupić - powiedziała.

Choi mówi, że nie będzie w stanie kontynuować działalności, jeśli nie uda jej się podnieść cen. Presja cenowa wpływa na zmianę nawyków żywieniowych niektórych azjatyckich konsumentów. Steven Chang, 24-letni pracownik sektora usług, regularnie odwiedza Just Noodles, popularny sklep z ramenem w Tajpej, ale ponownie rozważa swoje wydatki.

- Mieszkam z dala od rodziców, więc trochę bardziej polegam na jedzeniu w restauracjach - powiedział Chang. - Postaram się więc ograniczyć jedzenie na mieście i więcej gotować w domu - dodał.

  • Czytaj także:

Święta wielkanocne. Zobacz, co najczęściej kupują Polacy i ile wydają na to pieniędzy


PolskieRadio24.pl/ Reuters/ mib