Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Piotr Grabka 26.03.2013

Strajk na Śląsku. Kopalnie stanęły, ale na krótko

Większość śląskich kopalń węgla kamiennego rozpoczęła we wtorek wydobycie z opóźnieniem sięgającym maksymalnie dwóch godzin, spowodowanym strajkiem generalnym w regionie. Przedstawiciele górniczych spółek oceniają jednak, że nie spowodowało to strat.
Strajk na Śląsku. Kopalnie stanęły, ale na krótkoFlickr/Glen Bowman

Strajk w kopalniach rozpoczął się na pierwszej zmianie tzw. masówkami, czyli spotkaniami związkowców z załogą, podczas których informowano o przyczynach protestu. W niektórych kopalniach - jak w katowickiej kopalni Staszic - masówki trwały już od 5 rano.
Wszędzie normalnie pracowały służby odpowiedzialne m.in. za wentylację, odmetanowanie oraz inne ważne dla bezpieczeństwa kopalń czynności.
Rzecznik największej górniczej spółki, Kompanii Węglowej, Zbigniew Madej, poinformował, że akcja strajkowa miała miejsce we wszystkich kopalniach tej firmy. Z relacji dyrektorów kopalń wynika, że zainteresowanie pracowników strajkiem było duże. Zjazd załogi na dół rozpoczął się z około godzinnym opóźnieniem.
- Trudno tu mówić o wymiernych stratach. Godzina to zbyt krótki czas, by móc wyliczyć ewentualny ubytek w wydobyciu - powiedział rzecznik. Codziennie kopalnie Kompanii wydobywają ok. 150 tys. ton węgla. Podobną wielkość zaplanowano na wtorek.
Rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW) Wojciech Jaros poinformował, że we wtorek na pierwszej zmianie zatrudnionych było ok. 6,1 tys. pracowników holdingu (wobec ok. 17,5 tys. wszystkich pracowników spółki). Udział w strajku zadeklarowało ok. 2,1 tys. osób, czyli niespełna trzecia część zatrudnionej rano załogi. Osoby te zjechały do pracy z opóźnieniem, pozostali - normalnie.
- Zakłady były przygotowane do strajku. Koszty przerwy w pracy zostaną oszacowane po rozliczeniu całodobowego wydobycia - powiedział Jaros.
W notowanej na giełdzie Jastrzębskiej Spółce Węglowej - jak podała jej rzeczniczka Katarzyna Jabłońska-Bajer - większość górników dołowych zjechała do pracy ok. 8 rano, zamiast po 6. Wcześniej bez przeszkód zjeżdżali pracownicy służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i utrzymanie ruchu kopalni.
- O skali ewentualnego ubytku w wydobyciu można będzie mówić w środę, po podsumowaniu wyników dobowych. Wydaje się jednak, że dwie godziny na jednej zmianie to zbyt krótki czas, by nastąpił znaczący ubytek - oceniła rzeczniczka.
Także wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce Wacław Czerkawski ocenił, że strajk nie spowoduje znaczących strat. Jak mówił, w sytuacji, gdy kopalnie mają kłopoty ze sprzedażą węgla (na przykopalnianych zwałach leży blisko 9 mln ton niesprzedanego surowca - PAP) "niewielki" ubytek w wydobyciu nie powinien wpłynąć na wyniki kopalń, tym bardziej, że jest łatwy do nadrobienia.
Związkowiec podkreślił, że obecny strajk ma charakter solidarnościowy i dotyczy postulatów Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego, jednak także w samym górnictwie sytuacja jest napięta. Górnicy obawiają się m.in. restrukturyzacji, związanej z obniżeniem sprzedaży węgla; jest też niepewność co do przyszłości systemu emerytur górniczych.
Strajkujący nie zgadzają się z polityką społeczno-gospodarczą rządu. Sprzeciwiają się zmianom w Kodeksie pracy. Chcą ograniczenia patologii związanych ze stosowaniem tzw. umów śmieciowych, wsparcia dla przemysłu energochłonnego, rozwiązań antykryzysowych dla dotkniętych spowolnieniem gospodarczym firm, a także uzdrowienia systemu ochrony zdrowia i zmian w szkolnictwie.

pg