Dla 32-letniego Jesusa Jimeneza to pierwsza wyprawa poza Hiszpanię. Jej celem jest przebycie blisko dwóch tysięcy kilometrów dzielących jego wioskę od niemieckiej granicy. Jeśli nie znajdzie tam pracy, gotowy jest jechać dalej, jak twierdzi, nawet do Rosji. W poszukiwaniu noclegów na trasie wspierają go znajomi z wioski - dzwoniąc do lokalnych władz z prośbą o dach nad głową dla przyjaciela.
Jedynym towarzyszem, nazywanego "Don Kichotem z Avili", jeźdźca jest Campeon - wierzchowiec hiszpańskiej rasy, którego imię znaczy "zwycięzca" lub "mistrz". Hiszpan ma też ze sobą koc i sakwy pełne hiszpańskiej szynki i kiełbasy chorizo.
Jesus jest bezrobotny od ponad roku, a jedynym źródłem dochodu w jego rodzinie jest praca ojca - ogrodnika.
32-latek przemierza dziennie na swoim koniu około 25 kilometrów. Jest zdesperowany. - Chcę zdobyć pracę, nieważne, jaką. Byle legalną i nie na 2 dni - mówi. Nie martwi się brakiem znajomości języków obcych. Wierzy, że jest w stanie porozumieć się za pomocą uniwersalnego języka znaków.
mc