Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Jan Odyniec 08.06.2022

Czy protesty na stacjach to dobry pomysł? Wyjaśniamy, co tak naprawdę ma wpływ na ceny paliw

W niedzielę 5 czerwca doszło do protestu kierowców na stacji benzynowej Orlen w Bielsku-Białej. Kierowcy w jednym momencie rozstawili na jezdni trójkąty ostrzegawcze, otworzyli maski i zaczęli "naprawiać" swoje samochody. Stacja została zablokowana. Po interwencji policji, wezwanej przez właściciela stacji, samochody "nagle się naprawiły", a kierowcy odjechali. Czy jednak protest miał uzasadnienie?

Sprawę opisał Maciej Brzeziński z portalu Auto-Świat.pl. Autor tekstu wyjaśnił także, że protest kierowców, choć zrozumiały w związku z wysokimi cenami, był jednak wymierzony w nieodpowiednią stronę. Pomimo bowiem gwałtownego wzrostu cen paliw na stacjach benzynowych te ostatnie - wbrew pozorom - nie zaczęły jakoś szczególnie wiele zarabiać. Wręcz przeciwnie, sprzedają paliwa często poniżej cen hurtowych albo na tym tracąc, albo balansując na granicy opłacalności.

Właściciel stacji nie odpowiada za wysokie ceny benzyny

Ceny benzyny nieznacznie różnią się zależnie od miejsca czy od dnia. Ostatnio wahają się o kilka groszy w górę lub w dół, ale utrzymują się poniżej 8 zł za litr bezołowiowej 95. Tymczasem cena tej samej benzyny w hurcie wynosi już ponad 8 zł, np. we wtorek było to ok. 8,06 zł z VAT, w niedzielę zaś, w dniu protestu w Bielsku-Białej, cena hurtowa benzyny sprzedawanej przez Orlen wyniosła nawet 8,12 zł. W tym czasie stacja benzynowa sprzedawała ją za 7,94 zł.

Jak to się dzieje, że na stacjach benzynowych ceny są niższe? Część sprzedawców balansuje na granicy zysku i straty, część ma to szczęście, że może liczyć na rabaty oferowane przez rafinerię Orlenu. Koncern się swoją indywidualną polityką cenową nie chwali, jednak - podkreśla Maciej Brzeziński w swoim tekście na Auto-Świat.pl - wiadomo, że te rabaty istnieją. Jednak nawet jeśli właściciel stacji ma dobry układ ze sprzedawcą hurtowym, to jego zysk jest mimo wszystko niewielki.

Wysoka marża rafineryjna. Orlen zarabia, my tracimy?

Gdzie zatem należy doszukiwać się powodu wzrostu cen paliw? Przyczyn jak zwykle jest wiele i do rozwiązania problemu nie wystarczy wyeliminowanie jednej z nich. Na przykład wskazuje się często na rosnącą marżę rafineryjną. W portalu Auto-Świat.pl możemy znaleźć przykład Lotosu, który prezentuje na swoich stronach wykres zmian modelowej marży rafineryjnej. Widzimy na nim, że pod koniec 2021 roku marża była ujemna - rafinerie Lotosu "dokładały" do przerobu ropy. Jednak już na początku lutego bieżącego roku firma zarabiała 3,5 dolara na baryłce. Dziś ta marża wynosi 70 dolarów. Marża Orlenu - dodaje autor tekstu - też rośnie.

Czy to znaczy, że to rafinerie Orlenu i Lotosu są winne wysokich cen paliw? Nie do końca. Redaktor Maciej Brzeziński przytacza wypowiedź głównego ekonomisty PKN Orlen, który tłumaczy, że choć marża jest wysoka, to nie do końca zależna od koncernu. Znaczenie ma sytuacja międzynarodowa i rynek. Jak wyjaśnia, w związku z tym, że rafinerie na świecie nie nadążają z przerobem ropy (np. dlatego, że część mniejszych rafinerii zamknięto z powodu pandemii COVID-19), ceny paliw na świecie rosną. Orlen podkreśla, że sprzedaje paliwa po cenach rynkowych i taniej nie może.

Chodzi o to, że obniżenie ceny (poprzez zmniejszenie marży rafineryjnej) to z jednej strony obniżenie zysków, co mogłoby zostać uznane za działanie na szkodę spółki - co równa się z wejściem prokuratora. Po drugie, gdyby Orlen sprzedawał paliwa taniej, jego produkty natychmiast skupowałaby konkurencja, by następnie odsprzedawać je znów drożej. "Klient by nie zyskał, a my byśmy stracili" - podkreślają eksperci Orlenu cytowani w Auto-Świat.pl.

Inflacja i ceny dolara oraz euro

Autor tekstu dodaje także, że kolejnym problemem jest wzrost cen walut. Jak wyjaśnił, Polska nie jest samowystarczalna, jeśli chodzi o produkcję paliwa, zatem część gotowych produktów kupujemy za granicą. Kupujemy je naturalnie za dolary oraz za euro. Dolar rok temu kosztował 3,66 zł. Obecnie to już 4,30 i wydaje się, że ta cena może jeszcze wzrosnąć. Wyższa niż przed rokiem jest także cena euro. Problemem jest zatem inflacja, z którą rząd wprawdzie stara się walczyć, ale na razie bezskutecznie.

To wszystko pokazuje, że protest kierowców, choć medialnie być może udany, przynajmniej na poziomie lokalnym, to jednak skierowany jest zdecydowanie w złą stronę. Ani ten konkretny właściciel stacji benzynowej, ani nawet cała sieć, nie są odpowiedzialni za wysokie ceny benzyny. Wydaje się też, że - przynajmniej w tej chwili, w dobie rosnącej inflacji, wzrastających cen paliw, trwającej wojny na Ukrainie - protesty pod siedzibą PKN Orlen w Płocku czy pod NBP lub KPRM w Warszawie także nie mają wielkiego sensu, bo także te instytucje, choć próbują reagować na sytuację rynkową, nie mają wielkiego wpływu na ceny produktów branży petrochemicznej.

Czytaj również:

Auto-Świat.pl, jmo