Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Marcin Nowak 17.03.2012

Nie-Szczęsne wypowiedzi Szczęsnego

Wojciech Szczęsny znów znalazł się na pierwszych stronach gazet. Szkoda, że nie ze względu na wspaniałą formę, tylko poprzez "kłapanie jęzorem".
Wojciech SzczęsnyWojciech SzczęsnyWikipedia/Sławek

Polski golkiper ostatnio nie zachwyca formą. W ostatnim meczu ligowym Arsenalu Londyn z Newcastle United popełnił błąd, który kosztował jego drużynę gola.

Na jego szczęście "Kanonierzy" wygrali po bramce w 94. minucie spotkania i nadal liczą się w walce o podium Premier League.

Szczęście polski bramkarz miał też w spotkaniu Ligi Mistrzów. Arsenal toczył szaleńczy bój o odrobienie cztero-bramkowej straty w meczu z AC Milan i "Kanonierom" prawie udało się dokonać rzeczy wydawałoby się wręcz niemożliwej. Wygrali spotkanie 3:0. Ich nadzieje mogły jednak zostać pogrzebane na długo przed ostatnim gwizdkiem sędziego, gdy Wojciech Szczęsny poprzez swoje lekceważące zagranie wyłożył piłkę Zlatanowi Ibrahimoviciowi. Polski golkiper znów miał jednak szczęście. Szwedzki napastnik spudłował bowiem niemiłosiernie.

Jedyny dobry mecz Szczęsnego miał miejsce na otwarcie Stadionu Narodowego. Ale zaznaczmy - był to mecz TOWARZYSKI! Nie ma tam takiej presji, jak w lidze angielskiej, czy Lidze Mistrzów. W takich spotkaniach o wiele łatwiej się broni.

Oczywiście można się oszukiwać, że polski golkiper jest najlepszy na świecie. Można nawet w to uwierzyć, czytając relacje niektórych polskich mediów (pozdrowienia dla fanów Legii i Arsenalu z portalu sport.pl). Jednak jeśli ktoś ogląda spotkania Premier League i europejskie puchary nie da się nabrać na już wręcz żenujące budowanie legendy bramkarza nieomylnego, najlepszego na świecie, niezastąpionego.

Szczęsny jest golkiperem niezłym - bardzo perspektywicznym. Na pewno ma talent. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że "sodówka" strzeliła mu do głowy i może ten potencjał szybko zmarnować. A tak zwykle bywa, gdy zawodnik zamiast zajmować się swoją pracą i skupiać na swojej grze zaczyna wdawać się w kolejne skandale (o jego wybrykach po porażce z Fulham pisaliśmy - TUTAJ) albo wypowiada się lekceważąco o rywalach.

Najpierw dostało się Chelsea, gdy po zwolnieniu kolejnego trenera z tej drużyny Szczęsny twierdził, że klubem rządzą starsi piłkarze. I to oni decydują o tym, jak i kto ma grać w drużynie.

Teraz przyszła kolej na Tottenham. Ale to już w formie dużo bardziej chamskiej. Szczęsny powiedział bowiem, że życzy największemu rywalowi Arsenalu jak najgorzej. Nie tylko spadku w tabeli poprzez awans "Kanonierów", ale też braku awansu do Ligi Mistrzów. Dlaczego to powiedział? Nie przychodzi mi nic do głowy poza zwykłym lizusostwem, choć też nie do końca.

Jako fan Tottenhamu - rozumiem dokładnie animozje pomiędzy tymi klubami, wiem, jakie emocje i nerwy wyzwala rywalizacja "Kogutów" z Arsenalem. Ale mam też pewnego rodzaju szacunek dla odwiecznego rywala. Zespoły z White Hart Lane i Emirates Stadium żyją bowiem w symbiozie. Żaden mecz dla fanów tych klubów nie liczy się tak bardzo, jak derby północnego Londynu. I taki wzajemny szacunek i zrozumienie tego faktu - widać nawet wśród polskich fanów tych drużyn.

Wojciech Szczęsny chyba tego nie jest w stanie pojąć. Mam też wątpliwości, czy w ogóle podchodzi do tej rywalizacji tak ostro, jak pokazują jego wypowiedzi w mediach. W końcu nie pochodzi z Londynu, nie jest nawet wychowankiem Arsenalu. Może po prostu wydaje mu się, że im bardziej zmiesza z błotem odwiecznego przeciwnika swojego zespołu - tym lepiej dla niego? Może myśli, iż kibice Arsenalu nie będą zwracali aż tak dokładnej uwagi na jego formę, gdy parę razy zbeszta rywali w prasie?

No cóż szkoda, że robi to tylko w takich momentach, a gdy orzełek zniknął z koszulek reprezentacji Polski - nie miał odwagi skrytykować działań PZPN, tylko przyklasnął nowym strojom.

Ciężko znaleźć mi tu jakieś racjonalne wytłumaczenie zachowania naszego golkipera. Pozostaje mi więc tylko poradzić młodziutkiemu zawodnikowi w podobnym tonie jak to zrobił dziś trener Tottenhamu - Harry Redknapp. Czasem lepiej się zamknąć i wziąć do pracy, zamiast wypowiadać się o sprawach, o których najwyraźniej nie ma się żadnego pojęcia. Bo później efektem kiepskiej dyspozycji mogą być dowcipy o tym, jak to mamie przed meczem mówi się, że będzie się przed 9 (pojawiły się po porażce Arsenalu z Manchesterem United 2:8).


Skomentuj na blogu autora tekstu - Na Spalonym

Marcin Nowak, polskieradio.pl