Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Paweł Słójkowski 16.10.2013

15 miesięcy pracy Waldemara Fornalika bez efektów

Po 15 miesiącach pracy Waldemar Fornalik, jeszcze niedawno nazywany przez kibiców w Chorzowie "Waldkiem Kingiem", przestał być selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski. To efekt przegranych eliminacji mistrzostw świata.
Waldemar FornalikWaldemar Fornalik PAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO

W grupie H jego zespół wygrał tylko z Mołdawią (raz) oraz San Marino (dwukrotnie) i zajął czwarte miejsce w tabeli - za Anglią, Ukrainą i Czarnogórą.

50-letni obecnie Fornalik został szkoleniowcem kadry 10 lipca 2012 roku, zastępując Franciszka Smudę, z którym PZPN nie przedłużył kontraktu po niepowodzeniu w polsko-ukraińskim Euro 2012. W ostatnich latach krócej, gdyż zaledwie pięć miesięcy w 2002 roku, prowadził reprezentację... szef PZPN Zbigniew Boniek, który w środę podziękował dotychczasowemu selekcjonerowi za współpracę.

>>> PZPN zakończył współpracę z trenerem Waldemarem Fornalikiem
Na trenera reprezentacji Fornalika wybrały poprzednie władze związku, na czele z prezesem Grzegorzem Lato i mocno popierającym jego kandydaturę krajanem ze Śląska, wiceprezesem ds. szkolenia Antonim Piechniczkiem.
- Jestem przekonany, że podoła zadaniu - powiedział po ogłoszeniu nominacji Lato. W głosowaniu członków zarządu Fornalik pokonał Jerzego Engela i Jacka Zielińskiego.
- Naszą piłkę możemy wyprowadzić na szersze wody dzięki polskim trenerom - przekonywał Piechniczek. Jak się okazało, Fornalikowi wystarczyło umiejętności i szczęścia do zwycięstw jedynie z mało znaczącymi rywalami, z wyjątkiem Danii w meczu towarzyskim, bądź grającymi w mocno rezerwowych składach.
Fornalik nigdy nie występował jako zawodnik w drużynie narodowej. Był solidnym ligowcem. W 1989 roku sięgnął po mistrzostwo kraju jako gracz Ruchu Chorzów. Łącznie wystąpił w 233 meczach tego klubu.
I w nim błysnął jako trener. Nie prowadził klubów z krajowego topu pod względem sukcesów, popularności, itp, a z niedocenianą drużyną "Niebieskich" wywalczył najpierw trzecie miejsce w ekstraklasie, a w sezonie 2011/12 - wicemistrzostwo Polski. To wystarczyło, by przekonać do siebie działaczy PZPN, niemal całe środowisko piłkarskie i kibiców. Wszyscy byli raczej zgodni, że po nerwowym i impulsywnym Smudzie przyszedł czas na "człowieka z innej bajki", czyli spokojnego i cichego Fornalika.
Nazywany przez kibiców z Chorzowa "Waldkiem Kingiem" do współpracy w kadrze nie zaprosił, jak się powszechnie spodziewano, dawnych reprezentantów z "nazwiskiem", otaczając się takimi asystentami jak Marek Wleciałowski czy Andrzej Dawidziuk. Media później wielokrotnie wypominały mu brak prawdziwych autorytetów w sztabie szkoleniowym. Takowe pojawiły się, ale już za sprawą nowego kierownictwa związku i tylko w roli ambasadorów młodszych reprezentacji bądź współpracowników ich trenerów - np. król strzelców igrzysk w Barcelonie Andrzej Juskowiak czy zdobywca Pucharu Europy w barwach FC Porto Józef Młynarczyk.
- Pracowitość, skromność, sumienność. Te cechy charakteryzują go nie tylko jako szkoleniowca, ale i człowieka" - podkreślił Piechniczek, odpierając kolejne zarzuty oponentów Fornalika, absolwenta katowickiej AWF, zarzucających śląskiemu trenerowi, że jest "mało wyrazisty, nazbyt spokojny i nieprzekonywujący w swoich działaniach w reprezentacji.
Fornalikowi brakowało doświadczenia w prowadzeniu klasowych klubów, choć w dniu nominacji niewielu mu to wypominało. Samodzielną pracę trenerską rozpoczął w Polonii Bytom, a wcześniej był w tym klubie drugim szkoleniowcem, podobnie jak w Górniku Zabrze i Ruchu Chorzów.
Potem był asystentem w Amice Wronki, prowadził Odrę Wodzisław, w której w 2005 roku zastąpił... Smudę oraz Polonię Warszawa i Widzew Łódź. W kwietniu 2009 roku trafił do Ruchu jako główny trener, kiedy zespół bronił się przed spadkiem. Odmienił go nie do poznania. Z reprezentacją ta sztuka okazała się za trudna.
Z 18 meczów jego kadrowicze wygrali osiem, ale w eliminacjach MŚ potrafili pokonać tylko najsłabszych - raz Mołdawię i dwukrotnie San Marino. Nie wiodło mu się od początku, bowiem na inaugurację przegrał z Estonią 0:1. To był pierwszy i jedyny mecz, w którym Fornalik postawił na grę dwoma napastnikami. Szybko zniechęcił się do tego pomysłu, a jak się później okazało, brak drugiego klasowego napastnika, poza Robertem Lewandowskim, była jedną z największych bolączek jego drużyny.
Z każdym kolejnym niepowodzeniem, mimo wrodzonego spokoju i kultury osobistej, Fornalik coraz gorzej reagował na pytania dziennikarzy dotyczące jego przyszłości w reprezentacji. Podczas zgrupowań swoje wystąpienia ograniczył praktycznie tylko do oficjalnych przedmeczowych konferencji. Choć wyników brakowało, powtarzał z uporem, że dokonał wielu zmian w reprezentacji, a "zespół ma przyszłość".
Selekcjoner z różnych względów bardzo często zmieniał skład, nie udało mu się stworzyć "żelaznej" jedenastki. Zaskakiwał powołaniami, m.in. "odkurzył" Mariusza Lewandowskiego, którego nie było w reprezentacji przez cztery lata. Największe pozytywy to występy w seniorskiej ekipie zawodników młodej generacji, na czele z Mateuszem Klichem i Piotrem Zielińskim.
Przez 15 miesięcy nie zdołał wywalczyć kwalifikacji do MŚ, nawet nie zbliżył się do realizacji tego celu. Dwa ostatnie spotkania - wyjazdowe przeciwko Ukrainie i Anglii - nie poprawiły jego notowań, bo zamiast sześciu punktów niezbędnych do awansu jego drużyna nie zdobyła żadnego, a nawet nie strzeliła ani jednego gola.
On jednak nadal podkreślał, że jest gotowy dalej prowadzić kadrę, a "drużyna zmierza w dobrym kierunku i zabrakło tylko wyników". Boniek miał inne zdanie i 14 godzin po zakończeniu ostatniego meczu rozstał się z 45. selekcjonerem w historii reprezentacji Polski.

ps