W przeszłości wizyty amerykańskich prezydentów w Berlinie bywały wydarzeniami, które przechodziły do historii. Choćby słowa wypowiedziane przez J.F Kennedyego "Ich bin ein Berliner" ("Jestem berlińczykiem").
Charles King Mallory, dyrektor niemieckiego oddziału Aspen Institut stwierdził, że tym razem nikt nie spodziewa się wiekopomnych słów z ust Baracka Obamy. Amerykański przywódca zapewne podkreśli jednak szczególną rolę Niemiec w walce z kryzysem w Europie. Jego zdaniem Obama wesprze niemiecką politykę zmierzającą do utrzymania jedności Unii Europejskiej.
- Ważne słowa padały, było to jednak w czasie zimnej wojny – Kennedy, czy Regan z mocnym hasłem dotyczącym muru berlińskiego. Słowa o tym, że Stany Zjednoczone, oczekują od Niemiec, że wezmą odpowiedzialność za to, co się dzieje w Europie będą brzmiały fałszywie w ustach prezydenta, który prowadzi politykę ograniczenia ambicji USA na arenie międzynarodowej. To tzw. doktryna samo powstrzymywania. Stanom Zjednoczonym nie w smak jest sprawowanie globalnego przywództwa na taką skalę jak to było jeszcze na początku lat 90-tych – skomentował Bartosz Wiśniewski, amerykanista z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Prezydent USA przyleciał do Berlina z całą rodziną. Obama będzie rozmawiać z kanclerz Angelą Merkel, prezydentem Joachimem Gauckiem oraz wygłosi przemówienie przed Bramą Brandenburską.
PR24