Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
migrator migrator 17.02.2010

Od lat nie przegapili żadnego startu Polaków

Polscy kibice Paweł, Łukasz i Jurek od sześciu lat są na wszystkich najważniejszych startach z udziałem naszych zawodników.
Od lat nie przegapili żadnego startu Polaków(fot. VANOC/COVAN)

Często nie mają biletów, ale są na każdej arenie.

"To już w pewnym sensie nasz sposób na życie. Kiedyś było nas więcej. Do Aten pojechaliśmy w dwanaście osób, zostało nas z różnych względów trzech. Jedni postanowili założyć rodziny i jak to nazywają - ustabilizować się, drugich nie stać było na przyjazd do Vancouver" - opowiadali PAP.

Zamieszkali w Whistler. W jednym z najdroższych kurortów w Kanadzie, ale właśnie tutaj Polacy mają największe szanse na pozycje medalowe.

"Ten przyjazd wcale nie jest taki drogi, jakby mogło się wydawać. Trzeba sobie radzić. Oczywiście, jak ktoś zaplanuje podróż na dwa tygodnie wcześniej, może zapomnieć o oszczędzaniu, ale że my wiedzieliśmy o tym już od dawna, o bilety lotnicze i noclegi zadbaliśmy już znacznie wcześniej" - odparli.

"Kombinujemy. Różne są metody, by dostać się na konkretną dyscyplinę, czy konkurencję. Na biatlon, i biegi często sami dojeżdżamy na nartach, gdzieś od drugiej strony. Proszę mi wierzyć - nie wszędzie stoją ochroniarze" - mówili. Jedzą zupki chińskie z Polski.

Gdzie było najłatwiej? "Jest w Kanadzie. Nie wiem na czym to polega, ale na razie udaje nam się bez większych problemów omijać pewne przepisy. Ludzie są bardzo mili, trzeba tylko odpowiednio do nich podejść. Trochę bezczelności i duża pewność siebie wiele mogą zdziałać" - uważają.

Idą na żywioł

Często nawet się nie umawiają jak postąpią. "Tak było na przykład w Pekinie. Chcieliśmy koniecznie wejść na finał pływania z Otylią Jędrzejczak. Biletów jak na lekarstwo, a na czarnym rynku zastraszające ceny. Trzeba było jednak spróbować jakoś się dostać. Wchodziliśmy gęsiego i każdy kolejny wskazywał na tego z tyłu, że ten je ma. Jak tylko przeszliśmy przez bramkę, każdy szedł w innym kierunku. Nie było szans, by potem nas złapali" - opowiadali.

Największą dla nich nagrodą jest, gdy zostaną zauważeni przez sportowców. W Vancouver mówił o nich już Adam Małysz, Ewelina Staszulonek i Justyna Kowalczyk.

"To my położyliśmy tę olbrzymią flagę przed sceną, na której odbywała się ceremonia dekoracji" - mówią dumnie.

Ósma w saneczkowych jedynkach Staszulonek przyznała z kolei, że była w szoku jak usłyszała na starcie doping. "Nie mogłam uwierzyć. W Turynie była moja rodzina i mi kibicowali, ale nie spodziewałam się, że do Kanady też ktoś przyjedzie. To bardzo miłe" - podkreśliła.

łk