Protesty na Ukrainie: serwis specjalny >>>
- Julia Tymoszenko nie mogłaby marzyć o bardziej spektakularnym powrocie do ukraińskiej polityki niż ten, który zgotowano jej w sobotę na Placu Niepodległości, gdzie po zwolnieniu z więzienia wystąpiła, siedząc na wózku inwalidzkim. Nie ma jednak gwarancji, że stanie na czele swojej partii, a tym bardziej kraju - pisze "Times" w poniedziałkowym komentarzu redakcyjnym.
Dziennik przyznaje, że teraz, gdy Ukraina znajduje się w punkcie zwrotnym, 53-latka jest "postacią jednoczącą, której opozycja nie miała, stawiając czoła Berkutowi". Zarazem jednak "jest byłym oligarchą, a jako premier polaryzowała opinię tak głęboko, że wszystkie osiągnięcia pomarańczowej rewolucji zostały zaprzepaszczone za jej kadencji" - przypomina "Times".
Źródło: Espreso TV/x-news
Tłumaczy, że Tymoszenko była "inspirującą postacią" podczas ostatnich protestów na Ukrainie nie z powodu "jej wątpliwego politycznego dorobku", ale z powodu sposobu, w jaki postąpił z nią odsunięty w sobotę od władzy prezydent Wiktor Janukowycz.
Wystąpienie Julii Tymoszenko na kijowskim Placu Niepodległości >>>
Zarzuty, będące podstawą skazania jej w 2011 roku na 7 lat więzienia za nadużycia przy zawieraniu umów handlowych z Rosją, były "jawnie polityczne". Niemniej wcześniejsze dotyczące malwersacji podatkowych były o wiele bardziej przekonujące - zauważa brytyjski dziennik.
"Times" przypomina, że Julia Tymoszenko wzbogaciła się na handlu gazem po rozpadzie ZSRR, gdy "ceną osiągnięcia sukcesu były twarde łokcie i gotowość do wykorzystania układów korupcyjnych". Jeszcze przed pomarańczową rewolucją oskarżano ją, że w zamian za kontrolę nad większością rosyjskiego gazu dostarczanego Ukrainie dawała łapówki Pawłowi Łazarence, premierowi w latach 1995-96, skazanemu w 2006 roku w USA za pranie pieniędzy.
Źródło: UA 1+1/x-news
Po pomarańczowej rezolucji 53-latka popadła w konflikt z ówczesnym prezydentem Wiktorem Juszczenką, a jej niezdolność do konstruktywnej współpracy z nim utorowała drogę Janukowyczowi - zauważa "Times".
Zastanawiając się, czy pobyt w kolonii karnej przemienił byłą premier "w wiarygodnego lidera demokratycznego", dziennik podsumowuje: "Wygląda na to, że ona sama tak myśli i będzie kandydowała w majowych wyborach prezydenckich. Ci, którzy ryzykowali życiem, by dać jej tę szansę, mają wątpliwości".
aj, PAP