W ocenie rosyjskiego przywódcy, na Krymie mogli pojawić się ukraińscy nacjonaliści, którzy sprowokowaliby rozlew krwi. Tymczasem część mieszkańców Symferopola - stolicy separatystycznej autonomii krymskiej twierdzi, że nie obawiała się napaści ze strony nacjonalistów.
Ukraina przygotowuje się do wyborów prezydenckich [relacja] >>>
- Nam rozlew krwi nie był potrzebny, byliśmy i jesteśmy pokojowo nastawieni - przekonują młodzi Krymczanie. Tłumaczą, że przed aneksją na półwyspie sztucznie rozkręcano atmosferę strachu. Przyznają, że bali się, ale tylko wtedy, gdy jacyś zamaskowani ludzie przejmowali obiekty państwowe i biegali po ulicach z karabinami.
- Na pewno nie baliśmy się, że ktoś z Ukrainy tu przyjedzie i nas skrzywdzi. Nie, czegoś takiego nie było - zapewniają w rozmowie z Polskim Radiem. Niektórzy mieszkańcy Symferopola chcieliby wziąć udział w ukraińskich wyborach prezydenckich. Jednak, aby oddać swój głos, będą musieli wyjechać z Krymu, bowiem na anektowanym półwyspie nie funkcjonują ukraińskie przedstawicielstwa.
Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>
IAR, to