Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Michał Chodurski 07.07.2014

Zmarł Eduard Szewardnadze: sylwetka gruzińskiego przywódcy

Były gruziński przywódca, zmarły w poniedziałek około południa, należał bez wątpienia do najważniejszych polityków przełomu wieków - pisze w komentarzu Wojciech Jagielski.
Eduard SzewardnadzeEduard SzewardnadzeRobert D. Ward/Wikimedia Commons

Eduard Szewardnadze odniósł wiele spektakularnych sukcesów, ale jego udziałem stały się też bolesne klęski.

Zmarł Eduard Szewardnadze>>>

Świat zapamiętał go jako drugiego po Michaile Gorbaczowie przywódcę pieriestrojki. Podjęta jako rozpaczliwa próba ratowania i remontowania komunizmu i komunistycznego imperium Związku Radzieckiego, na Zachodzie pieriestrojka została uznana za demokratyczny zryw, który doprowadził do kresu zimnej wojny, trwającej od końca II wojny światowej.

W rzeczywistości Gorbaczowowi, ostatniemu przywódcy ZSRR i jego ministrowi dyplomacji, Gruzinowi Eduardowi Szewardnadzemu wcale nie chodziło o demontaż imperium, ale o jego przebudowę, by po unowocześniającym liftingu mogło nadal pełnić rolę światowego mocarstwa.

Młodzi, uśmiechnięci, energiczni, z głowami otwartymi na świat, całkowicie odmienni od swoich poprzedników - ponurych starców z Kremla, "Gorbi" i "Szewi" błyskawicznie stali się ulubieńcami w zachodnich stolicach. Tym bardziej, że występując w roli słabszego - w ich ocenie tylko chwilowo - partnera Zachodu, szli na kolejne ustępstwa, nie upierali się przy swoim, poddawali bez wojny redutę po reducie. W rezultacie, do spółki z zachodnimi przywódcami, powygaszali tuziny zastępczych wojen, które Zachód i Wschód toczyły w Afryce, Azji czy Ameryce Łacińskiej, starając się uniknąć globalnej konfrontacji i konfliktu nuklearnego.

Szewardnadze szybciej zrozumiał, że Związku Radzieckiego nie da się wyremontować, ani utrzymać. Być może pomogło mu jego gruzińskie pochodzenie. Jako przedstawicielowi jednego z podbitych przez Rosję ludów łatwiej było mu się pogodzić z upadkiem imperium niż Rosjaninowi Gorbaczowowi, który zdawał się wierzyć w ZSRR do samego końca. W 1990 roku widząc, że Gorbaczow zaczyna ulegać obrońcom starego porządku, Szewardnadze wystąpił przeciwko niemu i wypowiedział stanowisko ministra dyplomacji. Stanął po stronie tych w Moskwie, którzy pragnęli reformować państwo i ustrój komunistyczny nawet za cenę ich upadku.

Schyłek moskiewskiego etapu kariery politycznej Szewardnadzego, a także jego powrót do władzy  w Gruzji na początku lat 90., to złoty czas gruzińskiego polityka. U schyłku ZSRR i komunizmu Szewardnadze wykazał się odwagą, zdecydowaniem i liberalnymi poglądami, którym starał się pozostawać już wierny do końca życia.

Po upadku imperium z politycznej emerytury wyrwała go wojna domowa w jego ojczyźnie, Gruzji, którą rządził jako komunistyczny sekretarz w latach 70. i 80., zanim Gorbaczow awansował go na Kremlu. W 1992 roku Szewardnadze zgodził się wrócić do Tbilisi i do władzy na prośbę zamachowców, którzy obalili właśnie pierwszego prezydenta niepodległej Gruzji Zwiada Gamsachurdię.

Rodacy witali go jak zbawcę, wierząc, że tylko tak doświadczony przywódca może ich ocalić z wojennego chaosu i biedy, które nastały zaraz po ogłoszeniu przez Gruzję niepodległości. Szewardnadze sprawił się z tym zadaniem. Pokonał lokalnych wrogów, pokończył wojny domowe, choć przegrał obie batalie ze zbuntowanymi prowincjami - Osetią Południową i Abchazją, które pobuntowane przez Rosję poogłaszały secesje. Szewardnadze zamierzał się zająć nimi później.

Póki co, skupił się na zaprowadzeniu spokoju i porządku w Gruzji. Porozpędzał prywatne armie rozmaitych watażków, poodbierał broń cywilom, uspokoił rozpolitykowaną ulicę i przeniósł politykę do parlamentu i gabinetów. Założył własną partię, bez większych kłopotów wymanewrował i ubezwłasnowolnił tych, którym zawdzięczał władzę, niedoświadczonych zamachowców z gorącymi głowami.

Wdzięczni mu Gruzini gotowi byli nawet zapomnieć na jakiś czas o utracie Abchazji i Osetii Południowej. Kiedy szantażował politycznych wrogów swoją dymisją, Gruzini całymi tysiącami zbierali się pod jego gabinetem, błagając, by dalej nimi rządził.

Gorsze czasy Szewardnadzego zaczęły się po jego bezapelacyjnej wygranej w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Stabilizacja, jaką zaprowadził, zaczęła się przekształcać w tyranię kumoterstwa i korupcji, które jak rak zaczęły toczyć gruzińskie państwo. Szewardnadze nie potrafił zaradzić żadnej z tych plag, albo nawet nie próbował. Jako polityk wychowany w epoce totalitarnej, nie potrafił funkcjonować w środowisku demokratycznym. Zamiast reformować kraj i zwalczać korupcję, wolał tolerować ją, a szantażując skorumpowanych dygnitarzy rządzić krajem intrygami, według zasady "dziel i rządź". Takim również - bezwzględnym, łasym na władzę i cynicznym zapamiętali go Gruzini jako dawnego komunistycznego sekretarza z Tbilisi.

W rezultacie, ze zbawcy i najlepszego w dziejach przywódcy stał się kolejnym gruzińskim liderem, przeciwko któremu zwrócili się jego właśni obywatele. Ordynarnie sfałszowane wybory do parlamentu w 2003 roku doprowadziły do wybuchu ulicznej "rewolucji róż". Gniewny tłum poprowadzili przeciwko Szewardnadzemu jego młodzi wychowankowie, którzy uwierzyli w jego dobrą twarz oświeconego władcy. Szewardnadze zapewniał ich, że to im właśnie, ludziom młodym, wykształconym i ambitnym chce oddać władzę w Tbilisi. A za ich plecami to samo obiecywał skorumpowanym dygnitarzom, wrogim wszelkim zmianom i postępowi.

Pod koniec panowania w politycznej naturze Szewardnadzego górę znów wziął dawny karierowicz, który władzę uważał za cel sam w sobie, a za najlepszą metodę jej sprawowania uznawał napuszczanie na siebie nawzajem frakcji rywalizujących o jego łaski.

Jego niewątpliwą zasługą pozostanie jednak to, że nie bronił władzy za cenę wojny domowej, lecz oddał ją dobrowolnie, widząc, że nie ma szans, by ją dłużej utrzymać.

Wojciech Jagielski (PAP)

''