"Rzeczpospolita" napisała, że w przyszłości w każdym województwie mają powstać pododdziały NSR.
Na razie nie wiadomo, kiedy tzw. Terytorialne Oddziały Armii Krajowej miałyby ruszyć. Roczny koszt nowelizacji wyniesie, według gazety, nawet 150 mln złotych. Wicepremier, minister obrony narodowej nie chciał szerzej komentować planów dotyczących przyszłości NSR.
Szef BBN gen. Stanisław Koziej o reformie narodowych sił rezerwy >>>
- Pracujemy nad tym pomysłem, nie chcę dzisiaj mówić o szczegółach. Do końca listopada przedstawimy projekty, które wyjdą naprzeciw ogromnemu zainteresowaniu ludzi, organizacji proobronnych tak, żeby ci, którzy są ochotnikami mieli takie możliwości - powiedział.
Według "Rzeczpospolitej" pododdziały Narodowych Sił Rezerwowych miałyby liczyć 10 tys. osób. W czasie pokoju miałyby one wspierać działania związane np. z likwidacją skutków klęsk żywiołowych, w przypadku agresji - mogłyby prowadzić działania partyzanckie.
Siemoniak nie chciał komentować faktu wykorzystania nazwy AK. - Nie chciałbym, by rozmowa o nazwie była elementem jakichś kontrowersji. Na razie pracujemy nad tym, jak to ma wyglądać. Dla jednych jest to nazwa naturalna, dla innych historyczna, święta, więc nie chciałbym w tę dyskusję wchodzić - powiedział.
„Rzeczpospolita” napisała, że używanie nazwy AK jest możliwe na podstawie zgody przedstawicieli Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
Minister odwiedził w poniedziałek 16 jarociński batalion remontu lotnisk. - W tutejszej jednostce pytałem o doświadczenia związane z Narodowymi Siłami Rezerwowymi. To jest jednostka, która jako pierwsza, zaraz po wprowadzeniu ustawy, zatrudniła żołnierzy na kontrakty NSR - powiedział.
PAP, to