Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Izabela Zabłocka 02.12.2014

KE: rezygnacja przez Rosję z budowy South Stream zmienia krajobraz energetyczny UE

Nowa sytuacja powstała po zarzuceniu przez Rosję projektu South Stream jest jednym z powodów, dla których trzeba budować odporną unię energetyczną - oświadczył unijny komisarz Marosz Szefczovicz.
Władimir Putin oznajmił w Turcji, że Moskwa rezygnuje z budowy South StreamWładimir Putin oznajmił w Turcji, że Moskwa rezygnuje z budowy South StreamPAP/EPA/KOCA SULEJMANOVIC
Posłuchaj
  • Rzeczniczka KE ds. klimatu i energii Anna-Kaisa Heikkinen powiedziała, że pozycja Wspólnoty wobec Gazociągu Poł. nie zmieniła się [tłum: Gazociągi, które są budowane w sprzeczności w unijnym prawem, są zagrożeniem dla funkcjonowania wspólnego rynku i mogą także nie sprostać oczekiwaniom związanym z bezpieczeństwa dostaw]
Czytaj także

Spotkanie przedstawicieli Komisji Europejskiej i ministrów krajów zaangażowanych w projekt Gazociągu Południowego zaplanowane zostało na 9 grudnia.

- Odbędzie się ono bez względu na decyzję Rosji o rezygnacji z tego projektu. Oczywiście ta nowa sytuacja będzie dodatkowym elementem omawianym na spotkaniu. Zmieniający się krajobraz energetyczny w UE jest jednym z powodów, dla których trzeba budować odporną unię energetyczną, mającą wzgląd na politykę klimatyczną. Jednym z priorytetów unii energetycznej będzie bezpieczeństwo dostaw energii - oświadczył wiceprzewodniczący KE ds. unii energetycznej Marosz Szefczovicz.

W spotkaniu mają wziąć udział przedstawiciele Bułgarii, Węgier, Słowenii, Austrii, Chorwacji, Włoch, Grecji i Rumunii.

Rzeczniczka KE ds. energii Anna-Kaisa Itkonen mówiła na konferencji prasowej w Brukseli, że stanowisko UE ws. South Streamu nie zmieniło się. - Gazociągi w Europie muszą być budowane i działać w zgodzie z prawodawstwem UE - podkreśliła. Zapowiedziała, że KE będzie teraz analizować sytuację w południowo-wschodniej Europie z zamiarem przyspieszenia budowy połączeń między krajami, by lepiej zintegrować unijną sieć gazociągową.

Itkonen oświadczyła, że z prawnego punktu widzenia nie ma podstaw do odszkodowań dla Rosji za decyzje KE, które doprowadziły do rezygnacji Rosji z tego projektu.

- KE nigdy nie była przeciwko South Streamowi. Nasze stanowisko mówiło tylko o tym, że projekt ten musi być zgodny z unijnym prawem - podkreśliła rzeczniczka. Jak dodała, nie może powiedzieć, czy projekt ten jest martwy, ponieważ KE nie była stroną zaangażowana w jego realizację.

W poniedziałek w Ankarze prezydent Rosji Władimir Putin powiedział, że skoro UE nie chce gazociągu South Stream, to oznacza, że nie zostanie on zbudowany. Putin wytknął Komisji Europejskiej "niekonstruktywne stanowisko" w sprawie South Streamu. Szef Gazpromu Aleksiej Miller poinformował, że jego koncern podpisał z tureckim Botas list intencyjny w sprawie budowy nowego gazociągu przez Morze Czarne w stronę Turcji.

Bułgaria zaskoczona decyzją Moskwy

Kilka dni temu bułgarskie media podały, że do portu w Warnie zawinął statek ze sprzętem służącym do układania rur pod wodą, a w końcu minionego tygodnia poinformowano, że spółka South Stream Transport kupiła od bułgarskiego Pierwszego Banku Inwestycyjnego za 100 mln euro teren, po którym rurociąg miał być przeciągnięty od morza do pierwszej stacji kompresorowej. Według dziennika "Kapitał" cena za strategicznie położone grunty osiągnęła rekordowy poziom - 606 euro za metr kwadratowy.

Od lata w Warnie i Burgas magazynowano rury do budowy morskiego odcinka South Streamu, w oczekiwaniu na wdrożenie decyzji o uruchomieniu projektu, podjętej w czerwcu przez zdominowany przez lewicę rząd Płamena Oreszarskiego.

Tymczasem po poniedziałkowym oświadczeniu Władimira Putina, w pierwszych komentarzach bułgarskich ekspertów i polityków widać konsternację. Minister energetyki Bożidar Łukarski nie uważa, że definitywnie zrezygnowano z realizacji projektu South Stream. - Wciąż nie otrzymaliśmy stanowiska rosyjskiej strony, zaczekajmy na oficjalną informację - uspokajał.

Decyzja Rosji zapadła w okresie, w którym uzależniona w 85 proc. od rosyjskiego gazu Bułgaria nie jest przygotowana na jakiekolwiek niespodzianki dotyczące dostaw energii.

Drugim poważnym problemem jest brak połączeń bułgarskiej sieci gazociągowej z sąsiednimi instalacjami.

Włosi liczą straty

Włoski koncern Saipem, zajmujący się wydobyciem ropy oświadczył we wtorek, że nie został zawiadomiony o decyzji Rosji o rezygnacji z projektu South Stream. W wydanym komunikacie podkreślono, że strona włoska kontynuuje "działania operacyjne".

Dziennik "La Repubblica" podał szacunkowe dane, z których wynika, że koncern Saipem, należący do wielkiej włoskiej grupy energetycznej Eni straci w wyniku decyzji Moskwy ponad 2 miliardy euro.

Rzymska gazeta zwróciła uwagę na duże zaangażowanie Włochów w realizację projektu, i to od jego narodzin przed 15 laty. Międzynarodowy przetarg na budowę pierwszej linii gazociągu wygrał właśnie koncern Saipem, kontrolowany przez Eni. Podpisany został kontrakt na 2,4 miliarda euro, w ramach którego Włosi mieli położyć rurociągi na dnie Morza Czarnego.

Włoska agencja Ansa przytoczyła wypowiedź przewodniczącego grupy socjalistów w Parlamencie Europejskim Włocha Gianniego Pittelli, który w czasie oficjalnej wizyty w Kijowie oświadczył we wtorek, że decyzja Moskwy w sprawie South Streamu to "ruch taktyczny".

- Putin jest zdolny do tego, by z czymś występować, a potem się wycofywać - oświadczył Pittella. Dodał, że Unia Europejska, stanowczo protestując przeciwko wszelkim aneksjom terytorialnym, powinna jednocześnie kontynuować dialog i współpracę z Rosją.

Budapeszt szuka nowych źródeł energii

Jest to konieczne, by długofalowo zabezpieczyć zaopatrzenie kraju - podkreślił we wtorek w Brukseli szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto. - Rosja miała prawo podjąć tę decyzję i Węgry tę decyzję szanują - dodał. Szijjarto wspomniał o imporcie gazu z Azerbejdżanu, ale podkreślił, że trzeba rozważyć również inne możliwości.

Parlament Węgier zaledwie miesiąc temu podjął decyzję o przyspieszeniu budowy węgierskiego odcinka South Streamu i ominięciu czasochłonnych procedur UE - wskazuje agencja dpa. Nowelizacja ustawy o zaopatrzeniu w gaz zezwala na budowanie gazociągów także tym firmom, których nie zarejestrowano wcześniej jako operatorów sieci. Natomiast według przepisów unijnych, podmioty budujące i eksploatujące gazociągi muszą się legitymować uzyskaną wcześniej odpowiednią międzynarodową licencją TSO (Transmission System Operators).

Zdaniem obserwatorów, nowelizacja została zredagowana pod kątem potrzeb kontrolowanej przez Gazprom węgiersko-rosyjskiej spółki, która miałaby zbudować przebiegający przez Węgry odcinek South Streamu.

Premier Węgier Viktor Orban jest zwolennikiem zacieśnienia współpracy energetycznej z Rosją, co poza dostawami gazu ma obejmować również rosyjską pomoc w modernizacji i rozbudowie jedynej węgierskiej elektrowni atomowej. Budapeszt nie waha się wchodzić na tym tle w konflikty z Unią Europejską i USA.

Mający liczyć 3 600 km South Stream - wspólny projekt Gazpromu i włoskiej firmy ENI - miał zapewnić dostawy gazu z Rosji do Europy Środkowej i Południowej. Rura miała prowadzić z południa Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii.

Komisja Europejska zgłaszała poważne zastrzeżenia do projektu, gdyż w jej ocenie porozumienia międzyrządowe Bułgarii, Węgier, Grecji, Słowenii, Chorwacji i Austrii z Rosją są sprzeczne z tzw. trzecim pakietem energetycznym UE.

W grudniu 2013 roku KE zaleciła renegocjacje porozumień w sprawie South Streamu; w opinii KE umowy te dają nadmierne prawa Gazpromowi, m.in. zarządzanie gazociągiem, wyłączny dostęp do niego czy ustalanie taryf przesyłowych. South Stream miał być drugą - po Gazociągu Północnym (Nord Stream) - magistralą gazową z Rosji omijającą Ukrainę.

KRYZYS NA UKRAINIE: SERWIS SPECJALNY

PAP/IAR/iz